środa, 16 września 2015

Rozdział 3

-John,zaczyna się!-krzyczała do telefonu blond-włosa wampirzyca.
Kobieta poczuła nagły ból.Ból równy temu,który towarzyszy przy odbieraniu ze skóry.Podtrzymała się ledwo łokciem pobliskiej komody.

- Amelie!-zawołał mężczyzna wchodzący, a raczej wbiegający do salonu.Nie był sam.Za nim wszedł Król.
- Panie...-zaczęła,ale przerwał jej ruchem ręki.
-Darujmy sobie to w takiej chwili.
Nagle kobieta zachwiała  i już miała upaść,gdy złapał ją mąż.Wampirzyca zaczęła pojękiwać.
- Trzeba zacząć - rozkazał gość.
Mężczyzna posłusznie wykonał rozkaz.Ułożył wygodnie żonę na kanapie i poszedł po narzędzia.
- Weź wodę święconą-nakazał Król-zapobiegnie zrastaniu.
Brunet (John)wrócił do salonu ze sterylnymi narzędziami.Naszykował je i przystąpił do działania.Rozpiął koszulkę żony,tak aby odsłonić brzuch i zaczął smarować go cieczą.Woda zaczęła powoli szczypać jej ciało.Ale nic prócz tego. Nie była to szkodliwa mieszanka,a tym bardziej śmiertelna.Po prostu miała swoje właściwości.

- Tnij!-wrzasnęłam młoda dama.
Nigdy nie czuła takiego bólu. Ani za swojego życia ani w czasie śmiertelności.
Przypomniał jej się dzień, w którym się tego dowiedziała...


26 lutego kilka naście lat temu...

Podeszła do lustra,aby zobaczyć jak wygląda w nowej,obcisłej, czarnej sukience.Zauważyła lekko wystający brzuch.Uśmiechnęła się do siebie.Mały stworek poruszał się,mimo tak niewielkiej wielkości.Partner kobiety,a raczej mąż wszedł do pomieszczenia i objął ją od tyłu.

- Będzie miał nie zły charakterek-uśmiechnęła się złośliwie-po tatusiu.
Mężczyzna odwzajemnił go.Na chyli się do jej ucha i szepnął:
-Albo będzie piękna jak mamusia.Blondynka odwróciła się do niego przodem i złożyła pocałunek.
- Czy szanowna Madmasele zaszczyci mnie swoim towarzystwem na balu?-uśmiechnął się zawiadacko i wziął jej rękę pod ramię.Nie musiał czekać, wiedział jaka będzie odpowiedź.
-Oczywiście...ukochany-zgodziła się kobieta.

Wszystkie jej wspomnienia zmyły się w ciągu sekundy z powodu żaru emanującego z rany w poprzek.Jęknęła.
- Szybko!-popędzała-Dłużej nie wytrzymam...zaraz zacznie się zrastać!-uprzedziła ich cichym,ledwo słyszalnym głosem.

Mężczyzna wykonał tą pracę w bardzo szybkim tempie.Starał się.Chciał aby jego żona poczuła ulgę,która ustąpiła by miejscu szczęściu wywołanego dzięki dziecku.Odkąd poznał Amelie wiedział , że będą razem.Na zawsze.Chciał założyć rodzinę.Problem tkwił w tym,że jako wampiry byli bezpłodni.
Sam się zdziwił,gdy okazało się , że będzie ojcem.Był jednocześnie szczęśliwy jak i przerażony.Chciał tego dziecka.Pragnął potomka , w którym płynęła by jego krew.Od kiedy chodził po tej planecie i przyglądał się ludziom i ich dzieciom-zazdrościł im.O dawaniu przykładu i pouczalności...

Z tych rozmyślań wybudził go krzyk żony.
- Ona nie żyje!Moje dziecko nie żyje!-krzyczała całkowicie pochłonięta rozpaczą.
John zwrócił swój wzrok w kierunku swojego władcy.

Król spoglądał na dziecko z kamienną twarzą.Jego umysł skupiał się tylko i wyłącznie na "martwym dziecku".Już piąty raz w swoim życiu spotkał się z wampirzyca dzieckiem.Za każdym razem dziecko umierało,ale istniał na to "lek".Teraz.Odkrył go nie dawno.Powodem wynalezienia leku była jego ciekawość. Przez stulecia zastanawiał się jak takie dziecko by wyglądało. Czy było by podobne zachowaniem do niego?Czy polubił by go?

Na początku,gdy dowiedział się o dziecku Johna był zadowolony.Myślał tylko o tym,że w końcu przestanie być samotny,jedyny.Błagał, aby okazała się być dziewczynką.Pragnął dla siebie partnerki.Równej sobie.Choć było to mało prawdopodobne, to ta mała istotka teraz znajdująca się w jego rękach dawała mu nadzieję.Nadzieję,która kiedyś znikła,a teraz niczym za sprawą magicznej różdżki wróciła.I co najważniejsze nadała mu sens istnienia.
To wystarczyło,aby uratować to małe,blond-włose dziewczę.

Wykonał to ostrożnie.
Pomału.
Tak,jak nakazał mu rozum.
Nadgryzł swój nadgarstek i podsunął go do ust maleństwa.Krew pomału spływała do jej małego gardełka.
Nadzieja.
To ona dawała mu siłę.
To ona dawała mu wiarę...

Zdumiony obserwował jak włosy niemowlaka zaczęły zmieniać kolor.Najpierw ciemny blond,karmelowy...jasny rudy,ciemny rudy...krwisto-czerwony.
Ale nie tylko włosy uległy zmianie.
Skóra niemowlaka stała się bardziej zdrowsza.Co dziwne nie była twarda.Była miękka,bardziej ludzka.
Z tej zadumy wtrącił go płacz dziecka.Cichy,ale słyszalny.Co oznajmiło im,że ona żyję.

A więc istnieje szansa,że nie będę sam?

I wtedy ujrzał jej piękne,niebieskie oczy. Ich barwa piękniejsza niż Amelie....

     
                                    *      *       *


-A więc...przeżyłaś dzięki jakiemuś wampirów? -spytała ciekawa odpowiedzi Amanda.
- Tak,ale niestety nie wiem kto nim jest-zrobiła smutną minę Marry-Tak bardzo chciałabym móc mu podziękować.
- Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie-przeraziła się Agatha.
- I ja też!-krzyknęła równocześnie pozostałe dziewczęta.
Dziewczyny popatrzały po sobie zamyślone.
- Może...połączymy wspólnie siły i spróbujemy go znaleźć?-zaproponowała Aga.
- To świetny pomysł! -pochwaliła ją Am.
- Razem możemy więcej-stwierdziła Lesley.
-Mogłybyście to dla mnie zrobić? -szepnęła wzruszona wampirzyca.Dziewczęta popatrzyły na siebie znacząco,po czym wszystkie krzyknęły głośno:
-Tak!

Krwisto-włosa strasznie się ucieszyła.Marzyła o tym odkąd się tego dowiedziała.Wyobrażała sobie tą sytuację wiele razy.

Ona uśmiechająca się uprzejmie do nieco podstarzałego wampira.
On zdumiony jej wyglądem.Chwalący ją...
Ona zachwycająca się jego osobą.
On mówiący jej,że nie żałuję swojej decyzji i utwierdzający ją przy tym,że zrobił by to samo....


- A wracając do ciebie Amando-zwróciła się do niej wścibska Les-Co chciałaś nam powiedzieć?
I w tym momencie wszystkie tu obecne młode kobiety zwróciły swój wzrok na blondynkę.
- Ja...ja...jaa-jąkała się.
- Wyduś to z siebie!-warknęła zniecierpliwiona Lesley.
Agatha I Marry posłał jej ostrzegawcze spojrzenie.Nie podobało im się to jak ostatnio się zachowywała.
- Spokojnie Am.Mamy dużo czasu -dodała jej otuchy Panna Blood.A przynajmniej próbowała...

Blondyna zaczęła donośnie szlochać,a po chwili po jej twarzy zaczęły spływać łzy.Skruszona krwisto-włosa podeszła do niej i otuliła ramieniem.
-To się stało jakiś tydzień temu-zaczęła Am-wracałam z imprezy,na byłam z Freddiem.Wiecie dużo alkoholu i takie tam. ..-wytłumaczyła im a one pokiwały głowami-Freddie dobrze się tam bawił
...a ja się źle poczułam.Nie chciałam psuć mu zabawy więc wyszłam sama...-I w tym momencie się zawiesiła w kółko powtarzając"Gdybym nie wyszła...".
Dziewczyny nie chciały patrzeć na ból przyjaciółki,więc zaczęły ją pocieszać.

- Wracałam ciemnymi alejki. Bałam się, że ktoś mnie napadnie-kontynuowała swoją opowieść Amanda-I wtedy ich zauważyłam...Oni mi to zrobili...Ja nie chciałam!-krzyczała.
- Co ci zrobili?-spytała mała przytulając swoją przyjaciółkę.
- Ugryźli mnie...Jestem hybrydą...

                                *      *      *

Około godziny trzeciej w nocy zasnęła wszystkie prócz Marry.Wszystkie głęboko spał. Dosłownie.
Miała nie spokojny sen.Można powiedzieć,że nie był jej.Tyko Amandy wspomnieniem.
Widziała wszystko.
Czuła wszystko.
Ich twarze-strach.
Ich czyny-ból.
A potem tylko rozpacz...

---------------------------'------------------'-----------------

I oto jest!Przeprasza, że tak długo ale do moich problemów doszedł zepsuty laptop no i pisze teraz na telefonie.Z góry przepraszam za błędy i zachęcam do komentowania.
Do zobaczenia
                                                                   Wasza Jane




środa, 9 września 2015

Informacja

Hejka kochani!

Chciałabym was poinformować,że następny rozdział pojawi się prawdopodobnie w piątek lub sobotę.
Opuźnienie spowodowane jest szkołą.W technikum nie jest zbyt łatwo,a wliczając w to warsztaty ...

A tymczasem zapraszam was do czytania mojego opowiadania na wattpadzie pt."Uśmiercona".

Jeszcze raz was przepraszam
                                                                         Wasza  Jane