sobota, 1 października 2016

Rozdział 21

Można powiedzieć,że wróciłam do życia,ale uprzedzam,że rozdziały mogą być dodawane raz na miesiąc.
Chciałam was bardzo przeprosić za tak długą nieobecność :(
_____________________________________________________________

Za niedługo powinna odbyć się kolacja,na której prawdopodobnie miał zjawić się Król. Marry tą nieoficjalną wiadomość uzyskała od Elis, z którą przez ten krótki czas się zaprzyjaźniła. A przynajmniej można tak powiedzieć.
Głownie z tego powodu postanowiła wywrzeć wrażenie na swoim przyszłym mężu.Mimo iż na początku nie wyobrażała sobie tego,to teraz się z tym pogodziła. Jednak nie wyobrażała sobie małżeństwa bez miłości. A skoro Szanowny Król nie chciał robić nic w tym kierunku,aby chociaż poczuła się wyjątkowa,postanowiła sama okazać swoją wyjątkowość.Chciała,aby ją pokochał.Chciała stać się prawdziwą Królową.Taką,którą przede wszystkim pragnąłby Król.
Postanowiła założyć czarną,sięgającą jej przed kolano suknie. Jak przypuszczała-czarny był ulubionym kolorem jej narzeczonego. Włosy lekko podkręciła lokówką pożyczoną od Elis. Następnie wykonała lekki makijaż składający się z neutralnych,zimnych barw. Na nogi nałożyła czarno-czerwone szpilki i pewnym krokiem zeszła w dół.
Na dole, w jadalni znajdował się wielki, wiekowy stół i przystawionych do niego dziesięć krzeseł. Dwa z nich zostały zajęte.
Król siedział na przeciwko Marry,a koło niej zajął miejsce Kenan,który tym gestem dodał jej otuchy i odwagi. Nie był dla niej zbyt komfortowy wzrok Wielkiego Władcy,ale starała się go ignorować.Wyobrażała sobie,że jest w domu,a jej towarzyszami są rodzice i Maxwell,który uwielbiał przychodzić do jej domu na obiadki. Uśmiechnęła się na samą myśl o rodzicach,co nie uszło uwadze Królowi,który z zainteresowaniem wpatrywał się w jej drobną osóbkę. Niby w jej ciele znajdowała się jego krew,ale nie miał mocnego wpływu na jej myśli,czy też uczucia,a akurat w tym momencie chciał znać jej myśli.
Ale już nie długo.
Wraz z ceremonią ślubu straci wszystko, co było jej. A on będzie miał mocny wpływ na nią całą. Będzie wiedział wszystko:gdzie jest, co robi i o czym myśli.
Ona jednak nie będzie miała takiego wpływu, ponieważ Król jest zbyt potężny, aby przegrać z mocami Mary.
- Czy mógłbym wiedzieć, co spowodowało na twojej twarzy uśmiech?- zapytał jak na gentlemana przystało.
Mary nie wiedziała,czy ma odpowiedzieć na zadane pytanie,bo jakby nie patrzeć było to osobiste pytanie. Nie chciała mu mówić o swoich przyjaciołach, bo pewnie i tak by nie zrozumiał. On nie znał tej wartości. Nie wiedział,co to znaczy mieć przyjaciół. Był sam, nie licząc jego brata,w tym zamku. Nawet wątpiła,czy Król przyjaźni się z bratem.
Jednak postanowiła się przełamać i odpowiedzieć mu. Może zgodziłby się, aby chociaż raz się z nimi spotkała.
- Przypomniał mi się mój przyjaciel,Max. Często przychodził do mojego domu i razem jedliśmy ludzkie obiady.Bardzo tęsknie za przyjaciółmi- wyjaśniła.
Król jednak pozostał przy swojej stałej mimice,która nic nie wyrażała.
Cisza trwała do końca posiłku,który składał się głównie z krwi. Ona jako jedyna piła zwierzęcą.
Po posiłku od razu poszła do swojego pokoju,wtuliła się do poduszki i cicho szlochała.
Do głowy przyszło jej jedno postanowienie:
"Będę silna i dowiodę,że jestem godna tego stanowiska. Podtrzymam te lata przyjaźni między moją rodzina a Królem".
Ktoś przerwał ciszę panującą w pokoju. Po całym pomieszczeniu rozniosło się ciche pukanie do drzwi. Mary szybko poprawiła swój wygląd i podeszła do drzwi.
Była zaskoczona widokiem znajdującym się przed nią. Bo właśnie tam stał nie kto inny jak Sam Król.
Po co do niej przyszedł? Czego chciał? Może nie spodobało mu się zachowanie czerwonowłosej?
-Nie miałabyś może ochoty na spacer?- zapytał.
Nie był on złą osobą. Wiedział,że zabierając jej w dniu ślubu bez jej wiedzy prywatność postąpi egoistycznie,a jego wybranka mogłaby go znienawidzić. A tego nie chciał,dlatego też postanowił jej o tym powiedzieć na dzisiejszym spacerze.
-Tak-bardziej spytała niż powiedziała.
Podał jej ramię. I wraz z jej dotykiem zobaczył wszystkie zdarzenia z tego dnia z jej perspektywy.
To był taki jego dar,choć czasami bywał przekleństwem.
Nie chciał,aby czuła się tu jak więzień,a z tego co widział tak się właśnie czuła.
Coś ich łączyło. On to wiedział i czuł. To nie było spowodowane łączącą ich krwią,ale czymś innym...
                        ******
-Kiedyś, jak byłem mały często bawiłem się tutaj z Kenanem. Czasami nam odbijało i jeden z nas często lądował w różach- jego opowieścią towarzyszył śmiech czerwonowłosej. W brew pozorom dzisiaj nad wyraz dobrze ze sobą się bawili. Nie umknęło uwadze Mary,że Król dzisiaj znacznie się otworzył.
Zastanawiała się, co jest tego powodem.
-Nie mów,że ty byłeś tym szczęściarzem zaśmiała się,zapominając z kim rozmawiała,ale on nie miał jej tego za złe. Sam zapomniał o swojej pozycji,o królestwie i,co było dziwne bardzo mu się to podobało. Od dawna już tak z nikim nie rozmawiał. Nic mu nie dawało takiego szczęścia jak rozmowa z Mary i choć nie chciał się do tego przyznać wiedział,że to była prawda.
Nie chciał tego zepsuć tym,co miał jej powiedzieć, ale wiedział,że powinien to zrobić. Dla niej.
- Niestety byłem to ja- zaśmiał się i zdał sobie sprawę,że od wielu stuleci pierwszy raz zaśmiał się tak szczerze,tak prawdziwie.
Ona nie tylko go uszczęśliwiała,ale także dodawała mu sił i...zmieniała go.
- Musiało to być dla ciebie bolesne- zauważyła.
-Nie bolało bardziej niż nagana rodziców-zaśmiał się- I jeszcze uwaga mojego ojca "Przyszły Król nie powinien się tak zachowywać" mnie rozśmieszyła. Wtedy każdy zwracał mi uwagę, a ja byłem tylko młodym chłopcem,który nie wiedział, co to znaczy Król-uśmiechnął się.
- Ja w tym wieku bałam się brać cukierków bez pozwolenia- zaśmiała się.
- "Bloody snacky"?*- zapytał się.
- Tak! One były najlepsze,ale rodzice zabraniali mi ich jeść więcej niż 7 dziennie,bo wtedy strasznie wariowałam- wyjaśniła.
- Nie dziwie się, John i Amelie zawsze byli nadopiekuńczy wobec ciebie- stwierdził- Ale im się nie dziwie. Przecież jesteś ich jedynym dzieckiem i to w dodatku córką podobną do matki. Małe oczko w głowie Johna- uśmiechnął się.
- Od dawna znasz moich rodziców?- spytała zaciekawiona.
- Od paru wieków- odpowiedział.
Był dzisiaj w świetnym humorze i Marry zamierzała to wykorzystać. Teraz albo nigdy.
- Mogłabym o coś poprosić?-zapytała z nadzieją w oczach.
-O "Bloody snacky"?- zaśmiał się- Pewnie,mogę ci załatwić cały worek,tylko nie przyjdź do mnie i nie wystrasz mnie swoją brudną od czekolady twarzą- zażartował.
-Ej! Nie wyglądałabym tak źle!- zaprzeczyła- Ale chodziło mi o coś innego...bo widzisz...tęsknie za przyjaciółmi i chciałabym ich odwiedzić. No i jest jeszcze sprawa seryjnego mordercy...może o nim słyszałeś? Zanim tu trafiłam właśnie tym się zajmowałam z moim partnerem, a on nie  jest za mądry beze mnie- spojrzała na niego wyczekująco i już po chwili żałowała,że to powiedziała.
Z twarzy Króla znikł uśmiech,a na jego miejscu pojawił się dziwny grymas. Oczy zmieniły radość na wściekłość,co spowodowało na jej ciele ciarki. Wystraszyła się go. Jeszcze nigdy nie widziała Króla tak wściekłego.
- Przepraszam- szepnęła cicho i zaczęła się cofać. Chciała jak najszybciej od niego uciec. Nie wiedziała do czego mógł być zdolny i nie zamierzała się dowiedzieć.
Na te słowa jego twarz trochę złagodniała i przybrała minę typu "poker face".
- Przyjaciół możesz odwiedzić- wypowiedział- ale tylko pod nadzorem 6 Strażników- dokończył.
- Dziękuje - odpowiedziała zmieszana.
- O swojej dawnej pracy możesz zapomnieć. Nie zamierzam ryzykować twojego życia,ale nie musisz się martwić, wyśle ludzi którzy się tym zajmą. - powiedział i jak nigdy nic sobie poszedł. 
Została sama.
Znowu.

*cukierki,które sama wymyśliłam.Jest to limitowana edycja i bardzo trudno je zdobyć.Najbardziej popularne cukierki dla wampirów.