poniedziałek, 28 marca 2016

I can't say:I love you- wersja angielska i polska


Po głębszym i dłuższym zastanowieniu zdecydowałam,że w ramach rekompensaty (długo musicie czekać  na rozdziały :() będę dodawać w międzyczasie piosenki,wiersze czy coś podobnego :D
Mam nadzieję,że pomysł wam się spodoba,a teraz...trzymajcie piosenkę mojego autorstwa (tylko bez hejtów).Chyba fajnie mi wyszła,zwłaszcza,że jest tu męski narrator.

Specjalne podziękowania dla  za wersję angielską :D
Jeszcze raz Ci dziękuję.


Nie potrafię ci powiedzieć:'Kocham Cię'-Jane Wolf

Próbując wczuć się w Ciebie,             Try to feel you
w twoją sytuację,                                   in your situation
w twoje problemy,                                 in your troubles
zapominam zrobić coś dla siebie.       I forget to do something for me                

I,chociaż wiem,jak mnie kochasz,      I know, how you love me
mocno,                                                      hard
dostatecznie,                                           enough
dogłębnie,                                                exhaustively
Nie potrafię ci powiedzieć:                   I can’t say:
'Kocham Cię'                                           " I love you"

Zostać wykorzystanym,                        I’ve been exploitation
wypranym z pieniędzy,                         I’ve been
pozostawionym w nędzy,                     stay in beggary
Czuć się sponiewieranym.                    I feel manhandle

I,chociaż wiem,jak mnie kochasz,       I know, how you love me
mocno,                                                       hard
dostatecznie,                                            enough
dogłębnie,                                                exhaustively
Nie potrafię ci powiedzieć:                    I can’t say:
'Kocham Cię'                                           „I love you”

To trudne,                                                It’s hard
przez to,co mi zrobiłaś,                        through you do for me
za to,co mi zabrałaś;                             for what tou take from me
To jest paskudne.                                   It’s so terribly

Nie potrafię ci powiedzieć:                  And I can’t say:
'Kocham Cię'                                           "I love you"

Nie.                                                              No
Nie potrafię ci powiedzieć:                   I can’t say:
'Kocham Cię'                                           "I love you"


Nie!Nie!Nie!                                               No!No!No!





wtorek, 22 marca 2016

Rozdział 17




W nocy nic nie spała,co nie jest dziwne u wampirów,bo one nie muszą spać.Jednak to było dziwne dla Marry.Ona była przyzwyczajona do tego,aby spać w dzień albo w nocy.Zazwyczaj robiła to po to,aby nie tracić niepotrzebnie energii.
Ale tu raczej nie była jej potrzebna.Tu nie musiała pracować dla Rady.Nie musiała szukać Łowców i składać raportów.Co było dla niej dziwnym uczuciem.Dzień bez pracy,bez jakichkolwiek zajęć jest dniem straconym,a z czasem staje się nudny i wykańczający psychicznie.
Jej jedynym zajęciem,jakie wykonała w ciągu czterech dni było pójście na spacer.Nie był to jakiś długi spacer,bo był naprawdę krótki.Zdążyła tylko obejrzeć róże i porozmawiać z miłym staruszkiem,który ujawnił jej,że jest więcej służących.

*Tup*Tup*Tup*

Jej rozmyślania zostały przerwane przez głośny stuk czyiś butów.Zaciekawiona zaczęła nasłuchiwać.Tak,to muszą być dźwięki oddawane przez kobiece buty.
Nagle odgłosy ucichły,dochodząc pod drzwi Marry.

*Puk*Puk*Puk*

Usłyszała pukanie do drzwi.To zjawisko,nie mówiąc już o tej porze było dziwne.Bo,kto by ją chciał odwiedzić?
-Panienko!-usłyszała damski głos wydobywający się zza drzwi-Proszę otworzyć-poprosiła nieznajoma kobieta.
Marry bardzo ostrożnie podeszła do drzwi,uprzednio narzucając na siebie szlafrok i zaczęła je powoli uchylać.
-Tak?-zapytała niepewnie czerwonowłosa.
-Zostałam tu przysłana przez Króla-zaczęła wyjaśniać nieznajoma-Przyniosłam lekki posiłek i przyszłam pomóc Panience się przygotowywać-skończyła.
-Przygotowywać?-powtórzyła zdziwiona wampirzyca-Do czego?-dodała.Służka spojrzała się na dziewczynę.Wydawała się jeszcze piękniejsza,niż opowiadał jej ogrodnik.Ponoć była też bardzo miła.
-Do uczty,Pani-odpowiedziała.
Marry nie wiedziała,czy ma się śmiać,czy płakać.Jak on mógł jej zaproponować,coś takiego.Myślała,że wiedział,jak bardzo nie darzy go sympatią.
-Jak masz na imię?-spytała krwistowłosa i spojrzała się wyczekująco na dziewczynę.
Była to wyjątkowa młoda osoba.Wiedziała,że jest ona nastolatką,bo potwierdzał jej te przypuszczenia trądzik młodzieżowy.Głowę miała w kształcie trójkąta.Włosy ciemne i związane w kucyka.Jej oczy były koloru spadających z drzew,ciemnych liści na jesień.Usta wąskie i różowe.Ubrana została w niebieską sukienkę do kolan,biały fartuszek przewiązany w pasie i niebieskie pantofelki.Ten strój z pewnością przykuwał uwagę.
-Elice-odparła ciemnowłosa.
-A,więc...Elice-zaczęła Marry-Czy mogłabyś przestać mówić do mnie „Pani,Panienko"?Wolałabym,abyś zwracała się do mnie po imieniu i,jeśli byś mogła,to przekaż Królowi,że nie jestem zainteresowana jego propozycją-odparła i wróciła do łóżka,gdzie usiadła.
-Dobrze P-Pa..-nie dokończyła,bo wtrąciła się jej wampirzyca,mówiąc:
-Marry.
-Tak,miło mi cię poznać Marry-powiedziała z uśmiechem nastolatka-Oczywiście spełnię twój rozkaz.
-Dziękuję-podziękowała Marry.
Służka wyszła,zanim wampirzyca mogłaby coś dodać.
Po kilku minutach usłyszała krzyki na dole.Męskie krzyki i cichy płacz.Pierwsze,co pomyślała,to to,że jej narzeczony nakrzyczał na służkę za to,że coś zrobiła nie tak.Wkurzona na zachowanie Króla,zeszła na dół.
-Powiedz,że to rozkaz!-krzyknął wkurzony Król.
-Ale ,Panie,tak nie powinno się obchodzić z damami-zaprotestowała tamta,za co Król posłał jej mordercze spojrzenie i powiedział:
-Nie masz prawa mnie pouczać!
Zaskoczona zachowanie Marry weszła do pomieszczenia i korzystając z sytuacji,krzyknęła:
-A ty nie masz prawa się na nią drzeć!-rzuciła wściekła,na co obie osoby spojrzały się na nią zaskoczone.
-Masz rację-odparł wampir,nieco się uspakajając-Przyszłaś tu,więc to było bezsensowne-stwierdził,po czym dodał:
-Zatem..cieszę się,że raczyłaś mnie zaszczycić swoją obecnością-wypowiedział,a w jego głosie można było wyczuć kpinę.Podszedł do swojej narzeczonej i odsunął jej krzesło,znajdujące się naprzeciwko jego.
-Siadaj-nakazał,a gdy wykonała jego polecenie,przysunął ją do stołu.Na stole znajdowały się dwa kieliszki zapełnione krwią i talerze z potrawą,zwaną spaghetti.To była jej ulubiona potrawa,ale skąd on to wiedział?Może to czysty przypadek?
-Dziękuję-odparła niepewnie,nie wiedząc,jak się zachować.
Posiłek zjedli w ciszy,uważnie przypatrując się drugiej osobie.Tą ciszę,w końcu zdecydował się przerwać Król,mówiąc:
-Ta kolacja jest w ramach przeprosin-powiedział,po czym pośpieszył z wyjaśnieniami-Chciałbym cię przeprosić za to,że cie zaniedbałem,ale to z powodu mojego wyjazdu.Teraz,jak widzisz już wróciłem i mogę cię oprowadzić-Dziewczyna spojrzała się na niego zaskoczona i zdziwiona.
-Mam rozumieć,że już nie będzie kolacji?-spytała zaciekawiona.
-Nie-powiedział szybko-Oczywiście,że będą.Przecież nie chcę cię zagłodzić-odparł lekko się uśmiechając.
-Aha-tak podsumowała jego wypowiedź.
-Zatem przyjdę po ciebie o 12 i oprowadzę-oznajmił-Rozumiem,że nie masz nic przeciwko,więc wrócę do swojej pracy-dodał i nie czekając na jej odpowiedź wyszedł.
Została sama.


_____________________________________________________________
Komentujesz+Gwiazdkujesz=Doceniasz


niedziela, 6 marca 2016

Rozdział 16

Rozdział 16
Marry była w zamku już od kilku dni.Nic szczególnego się w tym czasie nie działo.Miała własny pokój,który był…okropny.Tak samo,jak cały ten,przeklęty zamek.Przerażał ją wystrój.Wszystko było tu w ciemnych kolorach.Miała wrażenie,że przez te kilka dni zaczynała dostawać depresji.Dnie i noce spędzała sama,co było jej akurat na rękę-nie chciała go spotkać.Nie miała tu żadnych atrakcji, a przynajmniej o nich nie słyszała,bo niby od kogo miała się o nich dowiedzieć?Dlatego też  zostawała w swoim pokoju.Nie wychodziła z niego,choć czasami czuła głód przez,co chciała wyjść i,co oznaczało tylko jedno-w pobliżu znajdowała się krew.W takich momentach cieszyła się,że nie musi pić tak często krwi. Odrażała ją myśl,że musiałaby pożywiać się przy nim,siedząc przy stole,naprzeciwko niego i być skazana na jego surowy wzrok.
Tęskniła za swoimi przyjaciółmi.Zwłaszcza za Aghatą,z którą była połączona tak silną więzią,że nawet tu-miejscu oddalonym o kilka set kilometrów-czuła jej odczucia.Jednak na razie nie mogła się z nią komunikować poprzez myśli,była na to za słaba.
Najdziwniejsze w tym wszystkim było to,że z tego,co wiedziała jej ojciec pracował dla Króla,ale ani razu go nie spotkała.Nie odwiedził jej.
„Z każdym dniem tutaj,jest ze mną coraz gorzej”-stwierdziła.Nie wiedziała,co ma teraz zrobić.Jest tu już od czterech dni i dłużej już tego nie wytrzyma.Musi wyjść.Przez swoje okno,które znajdowało się w jej pokoju,widziała ogród.Był w tym miejscu przyjemną odmianą.Rosły w nim czerwone róże i inne interesujące ją kwiaty,lecz te pierwsze nad nimi przeważały ilością.Zastanawiało ją to.
„Kto taki jak ON hoduje kwiaty?Może są tu tylko dla ozdoby?Ciekawe,kto się nimi opiekuję,bo raczej wątpię żeby był to ten dupek…”-pomyślała.
Sam pomysł wydostania się z tego pokoju był atrakcyjny,jak i niebezpieczny.Co by się stało,gdyby spotkała Króla?Jak by mu się wytłumaczyła?Ale,gdyby jej się udało…Mogłaby pooddychać świeżym,tak bardzo upragnionym powietrzem.Pospacerowałaby po ogrodzie i pozbyła się zmartwień.
”Tak,bardzo pociągająca ta propozycja”-powiedziała w myślach i nie czekając na więcej argumentów przeciwko temu pomysłowi-wyszła.Na początku szła cicho i wolno.Nie chciała zwracać na siebie uwagi,zwłaszcza,że nie byłoby to jej na rękę.W duszy cieszyła się,że mama przywiozła jej większość garderoby,w której znajdowały się jej ulubione conversy.Nie sprawiały jej problemu w chodzeniu.Były wręcz stworzone do tej roli.
Czując się o wiele bezpieczniej,zaczęła przyśpieszać.Wiedziała,że jest już blisko wyjścia.Jeszcze tylko kilka skrętów i…całe jej plany legły w gruzach,gdyż będąc myślami gdzieś daleko nie zauważyła osoby przed sobą.W myślach modliła się,aby nie był to jej narzeczony.Nie była gotowa na spotkanie.Nie teraz.I,jakby Bóg wysłuchał jej modlitw,bo odezwał się inny głos niż ten,który miał Król.
-Marry?Co ty tu robisz?-odezwał się zaskoczony Kenan. Wampirzyca była jednocześnie szczęśliwa z jego widoku,jak i wściekła za to,że ją okłamał i nie odwiedził.
-Mieszkam-odparła obojętnie i spróbowała go ominąć,lecz uniemożliwił jej to łapiąc ją za ramię-Puść mnie!-krzyknęła wściekła.Dopiero po jakimś czasie uświadomiła sobie,co właśnie zrobiła.W zamku prawie nikogo nie było,więc echo rozniosło się bardzo szybko.
-Z tego,co wiem-zaczął-twój pokój jest w drugą stronę-zauważył.
-Tak-potwierdziła-ale ja idę do ogrodu-westchnęła z bezsilności.
-Ktoś ci pozwolił?-zapytał się i spojrzał na nią zaciekawiony.Teraz była pewna,że jest traktowana,jak więzień.Zamknięta w czterech ścianach,jak w izolatce.
-Ja-odezwał się głos zza jej pleców,a ona natychmiast zarejestrowała do kogo należy.Nie musiała się upewniać,tak,jak to zrobił Kenan.
-Nie wiedziałem-wytłumaczył się i natychmiast puścił ze swojego uścisku Marry.
-Jako moja narzeczona,a wasza przyszła Królowa-zaczął swoją przemowę Król-nie musi się nikomu tłumaczyć,oprócz mnie-zakończył swoją mowę i przybliżył się do brata-Więc jeśli chce wyjść do ogrodu,to może to zrobić-warknął-A teraz chodź ze mną-rozkazał i kompletnie ignorując Marry ruszył w przeciwną stronę.
Dziewczyna ruszyła niepewnym krokiem do ogrodu.Była zmieszana.Już nie wiedziała,co jest prawdą,a co kłamstwem.Dlaczego Król stanął po jej stronie?Przecież sam ją tu sprowadził.No…może nie mówił nic o tym,aby siedziała cały czas w pokoju,ale…
-W,co on gra?-skierowała swoje pytanie do jednej z róż.Wyglądało to tak,jakby spodziewała się od niej odpowiedzi,co było absurdalne. Jej oczy,jak i włosy idealnie kontrastowały z krwistym kolorem róży.Zrezygnowana odeszła od kwiatu.
-Dzień dobry,Panienko-odezwał się ktoś zza dokładnie przystrzyżonego żywopłotu.Po chwili postać się ukazała z największym i najmilszym uśmiechem na twarzy,jaki Marry kiedykolwiek widziała.Nawet uśmiech Joe'go,gdy chciał coś od niej wyłudzić mu nie dorównywał.
-Dzień dobry!-odpowiedziała nieśmiało stojącemu przed nią staruszkowi.Trochę ją przerażał widok wielkich nożyc w jego dłoniach.
-Wielu z nas się zastanawiało,kiedy Panienkę ujrzymy-wyznał.
Staruszek był niski i był trochę przy tuszy. Ubrany był w dżinsowe ogrodniczki i zieloną koszulkę,na krótki rękaw.Jego włosy zmieniały swój kolor z szarego na biały,dzięki czemu Marry mogła stwierdzić,że miał około pięćdziesiąt lat.
-To zaszczyt zobaczyć Panią-powiedział z serdecznym wyrazem twarzy,który w jego przypadku nie znikał.
-Dziękuję-odpowiedziała niepewnie,co zabrzmiało bardziej,jak pytanie.Zaskoczył ją taki widok.Nie spodziewała się tu służby,a bynajmniej nie ludzi.
-Podobają się Pani róże?-zapytał zaciekawiony.
-Tak-odparła-Są piękne.Mają taki niezwykły kolor.                  
-Są ulubionymi kwiatami Króla-powiadomił ją-Często tu przychodzi i po prostu się na nie patrzy-wyznał-Dlatego muszę o nie dbać-stwierdził i poszedł w ich stronę.Dziewczyna nie wiedząc,jak ma postąpić wróciła szybko do zamku.
To było dziwne spotkanie,ale wiedziała,że będzie ich więcej, w końcu powiedział”Wielu z nas”,więc jest tu trochę ludzi...