czwartek, 27 sierpnia 2015

Rozdział 2

Biegła przed siebie w przemokniętych ciuchach...
Całe miasto pogrążone było w szalejącym deszczu.Przyzwyczajeni do tej pogody mieszkańcy kroczyli spokojnie mając nad sobą parasole.Nikt nie zwracał uwagi na strzęsioną i przemokniętą  dziewczynę biegnącą o tej porze...

Minęła ulicę Pill Hill,ale żeby mieć pewność,że nikt jej nie śledzi do domu biegła bocznymi alejami.Na miejsce dotarła o 5 rano.Niania  przychodziła na 8:00,więc miała wiele czasu,jeśli nie ma rodziców.W domu panowała cisza.
-Nigdy ich nie ma,gdy są potrzebni-westchnęła.Miała oczywiście na myśli swoich rodziców.
Odkąd skończyła 10 lat jej rodzice stale ubywali  z domu.Ojciec na służbę do Króla,a matka...?Właściwie to nie wiedziała.Czasami towarzyszyła swojemu mężowi,a czasami chodziła do tej "tajemniczej" pracy.

Marry wbiegła po schodach wprost do swojego pokoju,aby się przebrać i umyć.Mokre ubrania wcale nie były wygodne.W trakcie tych czynności rozważała słowa wypowiedziane przez Joe'go:
-"Musimy poinformować Radę"
Rada składa się z trzech stworzeń:
-wampira,
-wilkołaka
- i hybrydy
Każdy z nich sprawował władzę nad gatunkiem,który przedstawiał.Przedstawiciel wampirzej społeczności dodatkowo musiał informować o tym Króla,który rzadko zjawiał się na zebranie.Tylko w ważnych sytuacjach-takich jak wiadomość o tym,że w mieście są Łowcy.Dziewczyna tego się obawiała,że znów Go spotka.
 Ostatni raz widziała go,gdy miała 15 lat.Od szóstego roku życia "musiała" co rok do niego przyjeżdżać,w każde swoje urodziny.Nigdy go nie lubiła.Był taki...obojętny w jej stosunku.Z tego też powodu przez te dwa lata już tam nie jeździła.Zawsze coś wymyślała.Akcję ratowniczą z Joe,chorobę Agathy...Ale teraz...w swoje zbliżające się 18 urodziny-nic nie mogła wymyślić.
I właśnie teraz wpadła jej do głowy pewna myśl:"A co jeśli wyjazdy rodziców mają coś wspólnego z nim i urodzinami?"

Nie chciał już się tym przejmować.Była zbyt zmęczona.Postanowiła się zdrzemnąć...


SEN

Dzisiejszej nocy bestia również polowała.
Tym razem była to niska blondynka.
Prawdopodobnie miała około 16/17 lat.
Brutalnie rzucił ją o twardą i zimną ścianę wykonaną z betonu,lecz nie tak aby straciła przytomność lub co gorsze-umarła.
Lubił jak ofiary się wydzierały mając nadzieję,że ktoś je usłyszy.Bestia wysunęła kły i zanurzyła je w ciele nastolatki...


Krótko spała.Spojrzała na zegarek.Widniała na nim godzina 13:05,więc Joe już powinien być.Przypomniało jej się też,że miała rozmawiać z Agathą.Mimo niechęci jaka ją ogarnęła wampirzyca sięgnęła po telefon.Na wyświetlaczu urządzenia widniało:5 nieodebranych połączeń od Agatusia i 3 od Bad Boya-Joego.Pewnie chciał czegoś ważnego.Postanowiła do niego oddzwonić.
Na poczekaniu leciał ich ulubiona piosenka "Mark the Gravers"Linkin Park.

-Nareszcie oddzwoniłaś-odezwał się zdenerwowany wampir.
-Mi też równie miło cię usłyszeć-powiedziała ironicznie Marry.
-Będę po ciebie za 10 minut.Bądź gotowa-powiadomił.
-Gotowa...na co?Mógłbyś mi wszystko wyjaśnić?Przez telefon nie mogę odczytać twoich myśli...-poprosiła dziewczyna.
-Znaleziono zwłoki-wypowiedział.Nagle zapadła cisza.Wampirzyca nie chciała jej przerywać.Wszystko zaczęło się układać w jedną całość...
-Żyjesz tam?-zapytał zdziwiony jej reakcją.

Tyle razy widziała zwłoki każdej istoty...,sama niektóre zabijała...Więc czemu tak zareagowała?-zastanawiał się.

-Tak-odpowiedziała cicho.
-Policja jest na miejscu.Nie mogą się dowiedzieć...mógł to zrobić nadnaturalny-tłumaczył-Nie zapomnij o dokumentach...
Jeszcze coś do niej mówił,ale ona go nie słuchała.Szybko się pożegnała i rozłączyła.
Zaczęła przygotowania...



                                               ^^^Kilkanaście  minut  później^^^



-Od kiedy to federalni zajmują  się jednorazowymi morderstwami?-zapytał któryś z kolei policjant.
-Już Panu tłumaczyłam,że nie jest to jednorazowe morderstwo.Sposób w jaki zamordowano denatkę pasuje do opisu morderstw dokonanych przez tego samego osobnika...-tłumaczyła zażenowana Marry.
To był kolejny policjant,któremu musiała powtarzać to samo.Miała już tego dosyć,to stawało się wkurzające.Aby się z tego wymigać podeszła do Joego,który oglądał dokładnie zwłoki.Klęknęła obok niego i cicho szepnęła:
-Coś wiadomo?
-To 100% robota wampira-zapewnił ją.
-Obawiam się,że to nie jedyna jego robota-zaniepokoiła się.Chciał coś powiedzieć,ale szybko mu ucięła:
-Powiem ci w domu.To nie jest odpowiednie miejsce na tego typu rozmowę.
Zakończywszy rozmowę zaczęli załatwiać formalności z szeryfem Seattle.

Marry dziwnie się czuła w tym stroju:czarne dopasowane spodnie,szpilki i czarna,damska marynarka,pod którą znajdowała się biała bluzka 3/4.Jej twarz pokryta była makijażem,który postarzał ją co najmniej o pięć lat.

Rada wymagała radykalnych zobowiązań.Wstępując do niej godziłeś się na wszystko.Jedyne co podnosiło cię na duchu to to,że dostawało się sowite wynagrodzenie.
W zamian trzeba było pilnować porządku.
Nadnaturalni nie mogli zabijać ludzi.
Nie mogli zwracać na siebie uwagi.
Nie mogli się ujawniać(chyba,że mają na to pozwolenia lub pracują dla Rady).
Jednocześnie trzeba było pilnować Łowców.W każdym tego słowa sensie.Powiadamiać o tym,gdzie się znajdowali i jakie szkody wyrządzali.
Najfajniejsze(dla Marry)było to,że mogło się stawać osobą jaką się chciało np.nauczycielką,agentką FBI,zakonnicą itp.Rada oferowała wiele dokumentów  i wiele wcieleń.

-To co jedziemy do ciebie?-zwrócił się do niej partner.
W odpowiedzi tylko przytaknęła.

Podróż minęła im w ciszy.Kiedy dotarli do domu Państwa Blood wygodnie rozsiedli się na kanapie.
-Te sny męczą mnie od dawna-zaczęła-W każdym jest morderca i ofiara.Ostatni był związany z tą zmarłą dziewczyną.
Czekaj...-Joe spojrzał na  nią z niepewnością-chcesz mi powiedzieć,że przewidujesz przyszłość?
-Nie jestem tego pewna ,ale w jakimś sensie tak,to znaczy...jego ruchy,wiem kiedy zaatakuję i jak.
W budynku zapadła długa cisza.
-Musimy powiadomić Radę-powtórzył pewnie wampir.
Obawiała się tego,no ale cóż ...to było nieuniknione.
-Kiedy?-spytała patrząc przed  siebie w pustą przestrzeń.
-Najlepiej jak najszybciej...
-Nie dziś-przerwała mu.
-Czemu nie ?-zapytał jak dziecko,któremu odebrano najcenniejszą rzecz na świecie.
-Ponieważ dzisiaj spędzam czas z dziewczynami-odpowiedziała tak,jakby tłumaczyła się rodzicą.
-A zatem do jutra-pożegnał się.
-No nara staruszku-wymamrotała śmiejąc się.
-Słyszałem!-krzyknął zza okna Joe.



 ^^^Kilka godzin  później^^^



 Powoli zbliżała godzina 20:00.Marry pomagała w kuchni przygotować jedzenie dla swoich przyjaciółek.
-Och...nie musiała mi panienka pomagać...-wyjąkała Pani Baker.Widać było,że jest przemęczona.Wampirzyca często zamartwiała się ile jeszcze czasu jej zostało.Cieszyła się każdą chwilą,którą z nią spędzała.
-Nianiu!Zawsze chciałam nauczyć się piec ciasteczka-uśmiechnęła się dziewczyna.
Śmiesznie wyglądała.Jej czerwoną sukienkę z krótkimi rękawkami  ozdabiała mąka,która była dowodem ich ciężkiej pracy.
-Nianiu,mam dla ciebie niespodziankę-ciągnęła-dzisiaj i jutro masz wolne!.
-Dziękuję panienko!Moje wnuczęta się ucieszą!-krzyczała radośnie Tova.

Czerwonowłosa obserwowała jak jej opiekunka wychodzi,a kilka minut po jej wyjściu wchodzą uśmiechnięte dziewczęta.
-Cześć!-przywitały się jednocześnie.
-No heej!-krzyknęła Marry,po czym wszystkie zaczęły się uściskiwać.
-Wow!Mamy całą chatę wolną!-zdumiała się Lesley.
-Nie wariuj młoda!-upomniała ją siostra.
-Taak...to może chodźmy do mojego pokoju-zaproponowała organizatorka spotkania,po czym wraz z dziewczynami poszła do pokoju.

Dziewczęta przebrawszy się w piżamy usadowiły się na podłodze w kółeczku.
-To co?Gramy w butelkę?-zaproponowała Amanda.
-Yeah!Ja zaczynam!-krzyknęła podekscytowana Les.
Wzięła butelkę z pobliskiej komody i zakręciła nią.
-Agatha!Prawda czy wyzwanie..?
-A niech ci będzie...prawda-odpowiedziała niepewnie Aga.
-Czy to prawda,że...zakochałaś się w Danie?-uśmiechnęła się złowieszczo jej siostra.

Ooops!Chyba trafiła w czułe miejsce! 

Gdyby można było zabijać wzrokiem Agatha na pewno skorzystała by z tego.Zapewne Lesley już dawno nie było by w śród żywych.

Wtf Nina Dobrev animated GIF-To nie ja się przed nim płaszczę!-odgryzła się Aga.
Wkurzona Les skoczyła na siostrę i zaczęły ciągnąć się za włosy.Pozostałe zastygły w bezruchu.
-Cholera!Am pomóż mi!-krzyknęła Marry próbując odciągnąć Agathę.Amanda lekko poruszyła głową i natychmiast ruszyła do działania.Gdy już atmosfera trochę ochłonęła Mała zaproponowała inną grą,ale te ją odrzuciły.
-Gramy w butelkę-rozkazała Aga-teraz ja kręcę.
Marry mogła oglądać kręcenie przedmiotu w zwolnionym tempie.Czas,który towarzyszył temu zajęciu coraz bardziej się dłużył i dziewczyna podejrzewała,że wypadnie na nią.

Znając mojego farta na pewno wskaże na mnie-pomyślała czerwonowłosa.

-Marry,prawda czy wyzwanie...?-wypowiedziane słowa przez przyjaciółkę były tylko potwierdzeniem jej przypuszczeń.
-Prawda-odpowiedziała.Zegar wiszący nad łóżkiem tykał co sekundę równocześnie informując o upływającym czasie.Rytm był ten sam:tik-tak-tik-tak...Brzmiało to nie mal jak pieśń.
-Czy zabiłaś kiedyś wilkołaka?-zadała pytanie Aga.
-Nie -odpowiedziała zgodnie z prawdą-Czyli teraz ja?
Dziewczyna pchnęła ręką butelkę,która zaczęła swój szaleńczy taniec.Tym razem wypadło na Amandę.
Wampirzyca wiedziała,że nie powinna wchodzić w mózg przyjaciółki,ale nie miała pomysłu na pytanie.Będąc w jej mózgu natrafiła na barierę.Z tego co nauczyła się w dzieciństwie oznaczało tylko jedno-tajemnicę.
-Czy to prawda,że... coś ukrywasz?
Am kilka razy mrugnęła.Była zaskoczona.Nie wiedziała skąd jej przyjaciółka o tym wie i zastanawiała się czy przypadkiem nie grzebała w jej głowie.Zamierzała się tego dowiedzieć.
-Tak,ale skąd ty to wiedziałaś ?-dociekała.
Image result for Candice Accola-Widać po twoim zachowaniu-wtrąciła się Les.
-To prawda-zgodziła się jej siostra-Ostatnio jesteś...jakaś...Jak to się mówi?..."niemrawa"-spojrzała na nią z niepokojem Agatha.
-Powiem wam prawdę pod jednym warunkiem...-zaczęła Am.
-Jakim?-zapytały wszystkie równocześnie.
-...jeśli Marry powie mi czemu ma czerwone włosy-dokończyła niepewnie obawiając się reakcji przyjaciółki.
-Zgoda!-uśmiechnęła czerwonowłosa-Przed nami jeszcze cała noc...

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jak wam się podoba?Co waszym zdaniem ukrywa Amanda?
Jak myślicie czemu Marry ma krwisto-czerwone włosy?
Nie źle się nad nim napracowałam.Liczę na wasze komentarze!
I do zobaczenia,a raczej do przeczytania...heheh xD

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=DOCENIASZ

środa, 19 sierpnia 2015

Rodzał 1

Marry wyrosła na piękną i mądrą nastolatkę.Jej ciało nabrało odpowiednich kształtów i zaprzestało dalszemu rozwojowi...

-Co tam robisz,Mała?-zapytał Maxwell przeskakując przez dzielący ich średniej wielości mur.Dziewczyna spojrzała na niego ze smutkiem  w oczach.
-To koniec!-szepnęła tak szybko i tak cicho,że chłopak ledwo ją usłyszał.
-Koniec?-poparzył na nią ze zdziwieniem-Koniec szkoły nie oznacza końca naszej przyjaźni.
Czerwonowłosa otworzyła usta w zamiarze wypowiedzenia czegoś,co nie było jej dane z powodu
przybycia reszty przyjaciół.

Image result for czerwonowłosa wampirzyca
Amanda Silverwood wraz ze swoim chłopakiem-Freddie'm Boyle'm usadowili się przy Maxie,a najlepsza przyjaciółka Marry-Agatha Castle ze swoją "siostrą" Lsley Swine-obok niej.Jak zawsze Joe z Danem się spóźnili.Większość z nich znała z dzieciństwa.

Amandę jako słodką i nieśmiałą dziewczynkę  niebieską opaską na blond włosach.
Freddiego poznała całkiem niedawno.Dokładnie trzy lata temu,gdy zaczął spotykać się z Am.

Agatha i Lesley-to rodzeństwo najbardziej ją zaintrygowało.Na pozór spokojne brunetki,ale gdy zostawi je się same w pokoju-nic z niego nie zostanie.Sama się,o tym przekonała.Na początku nie miały pojęcia o swoim istnieniu,ale kiedy ich rodzice się spotkali i między nimi odnowiła się dawna miłość-nie miały wyboru i musiały się zaakceptować.

Dana poznała mając 10 lat.Kiedyś się  spotykali i właśnie z tego powodu nie przepada za jego przyjacielem Joe'em.Nigdy nie dowiedziała się jak się zapoznali.Z Joe'm spotkała się pracując dla Rady.Jest jego partnerką.

Maxwella poznała mając 5 lat.Ich rodziny znały się od dawna  i dowiedziawszy się o przyjaźni swoich dzieci-zwiększyły liczbę odwiedzin,przez co stał się dla niej ważną osobą.

Teraz każdy z nich wydoroślał.Ich ścieżki rozłączą się przez studia i myśląc,o tym Marry była bardzo smutna.

-Ej,Ruda!-z rozmyślań wybudził ją głos Dana-Co robimy na twoją osiemnastkę?
-No właśnie!Rok temu była impra,a teraz...?-spytała Lesley,która zawsze mu  przytakiwała.
-Zamknij się Les!-nawrzeszczała na nią Aga-To jej urodziny!
-A pamiętacie 16-stkę i to co wyprawiała?-uśmiechnął się Joe,a Dan szturchnął go łokciem.

Ona pamiętała.Każdej nocy wspomnienia powracały,czasem ze zdwojoną siłą.To,co zrobiła było okrutne.Strach,ból,cierpienie...tylko te uczucia towarzyszyły jej ofiarą.Pamiętała każdy szczegół,każdą sekundę.

-Moglibyśmy,o tym nie rozmawiać?-poprosiła.
-Zmieńmy temat-zaproponowała Amanda.
-Tak-potaknęła Agatha-To..,co robimy na twoje urodziny?
-Sama nie wiem-przyznała się Mara-chyba coś rodzice organizują,ostatnio często ich nie ma-wzruszyła ramionami.Była pewna ,że jej rodzice przygotowali coś na tą okazję.Czasami potrafiła przeczytać  niektóre myśli i jej towarzysze , o tym wiedzieli.Dlatego je kontrolowali,a przynajmniej próbowali.Telepatia była (jak dotąd)jedyną zdolnością,którą odkryła.
-Dobra!To my się zbieramy,jak coś to będziemy w kontakcie-zwróciła się do rówieśników Agata i objęła ramieniem Marry.Grupka ludzi rzuciła szybkie "cześć!"i wrócili do rozmowy.
Dziewczęta szybko mięły ulicę Pill Hill,na której znajdowało się wiele szpitali.Ominęły port i już stały przy domu niebieskookiej.
-Nie musiałaś mnie odprowadzać-jęknęła Marry.
-Tak,ale strasznie blado wyglądasz-stwierdziła Aga.
-Jestem wampirem,zawsze jestem blada!-oburzyła się niższa dziewczyna.
-Źle dobrałam słowo,odpowiednim było by "marnie"-przyznała się do błędu.
-Jak chcesz porozmawiać,to zadzwoń wieczorem-zaproponowała-Resztę dnia zamierzam przespać.
-Ok,to zadzwoń jak wstaniesz-poprosiła wilczyca.
-Pa!-pożegnała się wampirzyca i weszła do domu.

W całym domu  panowały barwy czarno-białe.Pokój młodej wampirzycy też taki był,dopóki się nie zbuntowała i nie przemalowała na fioletowy.
-Dzień dobry,panienko! -krzyknęła z kuchni Tova Baker.
Była to kobieta nie za gruba,nie za chuda-w sam raz.
Jej głowę ozdabiały siwe włosy związane w niedbałego koka.Dzięki jej zmarszczką można było stwierdzić, że ma ponad 50 lat.Staruszka od zawsze ubrana w wyblakłą,niebieską sukienkę z  rękawami ,na której przewiązywała  swój biały fartuch.Nieumarła często ją widywała,przecież ta kobieta była jej nianią.

-Dzień dobry,nianiu!-odpowiedziała uprzejmie dziewczyna-Są moi rodzice?
-Niestety nie, wyjechali dziś rano-poinformowała ją starsza pani.
-Hhm...to lecę spać-powiadomiła ją młodsza.

Wbiegła do góry, po schodach kierując się do swojego pokoju .Rzuciła torbę na podłogę i podeszła do okien,aby zasłonić je żaluzjami.Kiedy to zrobiła pokój pochłonęła całkowita ciemność.Krwisto-włosa wskoczyła do łóżka,przykryła kołdrą i oddała się w objęcia Morfeusza.
   
                                       ---SEN---

Zbliżało się do swojej ofiary.Dziewczyna była średniej postury blondynką.Szła chwiejnym krokiem.Chyba wracała z udanej imprezy.Udanej dla bestii.Bestia ze świetlną prędkością pojawiła się przed nią,złapała za szyję i rzuciła o ścianę.Następnie podniosła ją i skosztowała krwi.Kobieta nagle się wydarła...

Marry krzyknęła i bardzo szybko usiadła na łóżku.
-Nienawidzę tego !-krzyknęła cicho i wstała.Wyczuwając czyjąś obecność spojrzała w kąt.
-Co ty tu robisz?!-ryknęła na osobę znajdującą się w tym miejscu.Dziewczyna szybko owinęła swoje ciało czerwonym,krótkim  szlafrokiem.
-Muszę Ci coś pokazać-nalegał.
Mara podeszła do okna i zwięzła żaluzje.Na dworze zmierzchało. Latarnie uliczne ponownie wróciły do życia,aby uprzyjemnić o tej porze poruszanie się ludziom.
-Wyjdź!Muszę się ubrać-nakazała po głębokim namyśle.Mężczyzna posłusznie wykonał jej polecenie.
Ubrała czerwoną bokserkę i czarne podarte rurki.Na koniec nałożyła na nogi czerwone coversy, a na plecy czarną,skórzaną kurtkę z ćwiekami.

Related image-O czym chcesz rozmawiać,Joe?-spytała mężczyznę opierającego się o framugę drzwi.
-O kołkach-westchnął.
Kołki.Tak właśnie nazywali łowców.
"Dziwne w Seattle nie ma łowców "-pomyślała.
-Są-oznajmił.
-Skąd..?
- Przesłałaś mi tę myśl-wyjaśnił zirytowany.

"Czasami zapominam o swoim talencie"
"Wiem...mogłabyś?"-poprosił.
"Jak chcesz"

Szli przez ciemne miasto.Minęli port rybacki i skierowali w stronę"strasznej przecznicy",gdzie znajdował się opuszczony budynek.
Kroczyli w ciemności idąc w tym samym tempie.W ciągu kilku sekund dotarli na miejsce.
Przed nimi stał wiekowy,trochę strawiony przez ogień dwupiętrowy dom.Bez okien wydawał się bardziej straszniejszy,ale to nie przerażało dzieci nocy.
-Spójrz-pokazał palcem jej towarzysz- dolne okno jest wybite,nie dawno było jeszcze całe.Jego towarzyszka zobaczyła pozostałości po zbitej szybie.
-Mogły to zrobić dzieciaki z sąsiedztwa-przypuściła.
-Możliwe-potwierdził jej przypuszczenia -sprawdźmy to.
Otworzyli skrzypiące ze starości drzwi i weszli do środka.
-...powinniśmy złapać tą małą-rozbrzmiewał z góry głos.
Usłyszeli kroki na schodach,które prowadziły do nich,na parter.Joe szybko złapał Marry za rękę  i razem z nią skrył się w zakurzonej, starej szafie.

"W jakie gówno mnie wciągnąłeś,Smith?-usłyszał głos w swojej głowie.
"Mogłabyś nie grzebać w mojej głowie?"
"To jak mam niby z tobą rozmawiać?"

Nagle coś upadło niebezpiecznie blisko nich.Joe natychmiast zakrył usta swojej koleżanki spodziewając się jej krzyku.
-Po co Ictorn'owi ta czerwona pijaka? -zapytał skrzeczący głos.
-Żeby utrzeć jej królowi nosa?-zapytał retorycznie drugi.
-Ponoć wampirzyce są bardzo piękne-odezwał się jeden z nich.
- Jestem łowcą nienawidzę pijawek --odpowiedział mu jego towarzysz.
"Czy oni mówią o mnie?"-panikowała niebieskooka.
"Uspokój się nic się nie stanie.Musimy powiedzieć,o tym Radzie"-nakazał.
"A jakim cudem się z tond wydostaniemy? "
Jej towarzyszowi oczy zmieniły barwę na czerwoną.
"Nie poradzisz sobie z nimi!"
"Wątpisz we mnie?Gdy wyskoczę z szafy i zwrócę na siebie ich uwagę- ty natychmiast uciekniesz  do domu.Zrozumiano? "
"Tak,jak wyjdziemy z tego cało to Cię zabiję!"
"Zobaczymy się po południu"
Zanim mu odpowiedziała-już go nie było.
-Chester!Kurwa!Wampir!-krzyknął skrzeczący głos.Marry korzystając z zamieszania wybiegła z szafy.

----------------------------------------------------------------------------

Po pierwsze:chciałabym podziękować za tak miłe komentarze z poprzedniego postu.
Po drugie:mam nadzieje , że  ten rozdział również wam się spodoba i liczę na wasze kometarze.
Do zobaczenia!

CZYTASZ=KOMENUJESZ=DOCENIASZ

środa, 12 sierpnia 2015

Prolog

Marry Blood dorastała do piątego roku życia samotnie.Nie miała koleżanek,a tym bardziej kolegów.Jednak to jej nie przeszkadzało.Miała bowiem wspaniałych rodziców,o których każdy mógł pomarzyć.

Jej matka pracowała w domu,a ojciec był przyjacielem i prawą ręką Króla.W skutek tego dziewczynka przez większość czasu go nie widziała.Chwile z nim spędzone były dla niej najważniejsze i korzystała z nich jak tylko mogła.Od niego dowiedziała się,że  pochodzą ze starego i potężnego gatunku nieumarłych.

-Kiedyś było nas mało-zaczął swoje opowiadanie ciemnowłosy,trzydziestoletni mężczyzna-Na początku był człowiek,który chciał uratować swoją rodzinę przed chorobą zwaną Cholerą.A ponieważ w owych czasach była to choroba niezwykle śmiertelna znalazł sposób,aby ich wyleczyć.Postanowił zawrzeć pakt z Diabłem.Miał on uzdrowić jego rodzinę w zamian za duszę mężczyzny.

Po pewnym czasie człowiek wrócił do domu,by się upewnić,czy potwór dotrzymał obietnicy.Żona i  córki wyzdrowiały.Mężczyzna był bardzo szczęśliwy z tego powodu,przecież były one dla niego wszystkim-szczęściem,nadzieją i życiem.

Z upływem czasu rodzina zapomniała o wyczynie głowy rodziny.Czerpali z miłości i radości,którą przyniósł ze sobą .Zapomnieli ,o tym co niosło to za sobą,aż do czasu,gdy pojawił się Demon.Odebrał mu duszę-W ten sposób powstał pierwszy wampir.
Jako krwiożercza istota wrócił do domu.Poczuł głód,ale ni taki zwykły,nie ludzki.Żądzę krwi.Nie umiał się powstrzymać.Nie mógł.Wyssał krew wraz z życiem swojej rodziny.

Po tym czynie stał się tym,czym Demon go stworzył-krwiożerczą,bezduszną bestią.Pogrążony w żalu i rozpaczy zabijał każdego,kogo napotkał na swej drodze.Z czasem to uczucie minęło,a w jego miejscu pojawiło się nowe.Samotność mu doskwierała,dlatego też stworzył podobnych sobie.

Gatunek ludzki był na wyginięciu.Krwiożercze istoty opanowały świat.Megram-bo tak nazywał się pierwszy nieumarły-zmuszony wyginięciem pożywienia(ludzi) zmniejszył swoją populację.

Z czasem ludzie nauczyli się chronić przed nami.Tak powstały kołki i inne bronie.Demon widząc skutki swojego czynu -stworzył łowców.Naszych odwiecznych wrogów.Każdy z nich wyróżniał się z pośród ludzi nadludzką siłą i szybkością.Lecz nie dorównywali wampirom.Mimo to wielu z nas
zginęło.

Mężczyzna przerwał opowiadanie,po czym spojrzał w niebieskie tęczówki swojego dziecka.

-I co było dalej,tatusiu?-spytała dziewczynka leżąca na łóżku.
Jej ciemnowłosy ojciec nie spuszczał z niej wzroku,dopóki nie uśmiechnął się i nagle odwrócił w stronę drzwi.

Stała tam niebieskooka piękność.Nieco blada,wyglądem przypominała arystokratkę.Nic bardziej mylnego-wywodziła się ze szlacheckiej rodziny,tak jak jej mąż.Kobieta oparła się o drzwi i uważnie obserwowała swoją rodzinę.

-Myślę,że to nie jest odpowiednia historia dla małego dziecka-stwierdziła.

Jeden blady kosmyk wydostał się z mocno upiętej fryzury.Blondynka uwielbiała jasne kolory,które kontrastowały z jej kolorem skóry.Dzisiaj ubrała się w białą,elegancką sukienkę przed kolano i czarne szpilki.Jej ciało zdobiły rozmaite biżuterię-złote bransoletki,naszyjniki,pierścionki.

-Powinna znać historię naszego pochodzenia-odparł mąż kobiety.

Miał taki mroczny wygląd-ciemno-brązowe włosy,bladą twarz,szaro-niebieskie oczy- i skłonność do ubierania się w kolory,które jeszcze bardziej to podkreślały.Przykładem jest jego dzisiejszy strój:ciemny garnitur i biała koszula.

-Mamusiu,musicie iść?-zapytała się ich czerwonowłosa córka.

Widoczne było to,że niebieskie oczy odziedziczyła po matce,tak jak urodę arystokratki.Mama czerwonowłosej podeszła do niej,pocałowała w czoło i owinęła różową kołdrą.

-Jeżeli będziesz czegokolwiek potrzebować,to niania jest na dole-poinformował ją ojciec.
 -Dobranoc!-krzyknęli równocześnie rodzice i wyszli.

Na zewnątrz zaczęło już świtać.Mara rozmyślała nad historią ,którą opowiedział jej ojciec.Z tego,co dowiedziała się od niani-Pani Baker,wydarzenie to miało miejsce w średniowieczu,ale czy na pewno?
Co się stało z pierwszym nieumarłym?I czemu mama z tatą pojechali do Króla?Czego od nich chciał?
Dziewczynka zmęczona rozmyślaniem zasnęła...


                                             ************


Rodzice Marry-John i Amelie Blood'owie jechali na ważne spotkanie.Tak naprawdę dostali wezwanie od Króla.Ponoć sprawa była bardzo pilna.

Jechali szybko ciemnym autem.Oba wampiry zastanawiały się co Król wampirów może od nich chcieć.Myśli odchodziły i powracały niczym bumerang.

Zamek,w którym mieszkał Król nieumarłych był ogromny i dla wielu straszny.Nic więc dziwnego,że było dużo poszukiwaczy przygód.Oczywiście nie mogli zobaczyć wszystkiego-tylko to,co chciał Król.Turyści nie byli świadomi niebezpieczeństwa na jakie się zdecydowali zwiedzając ten zabytek.Wielu z nich nie wracało do domu,gdyż Król lubi napić się świeżej krwi.Aby uniknąć śledztwa ciała porzucano daleko z tond.

Państwo Blood wjeżdżali przez ogromną,ciemną bramę.Wychodząc z auta i kierując się prosto do zamku,nie zważali na ogromne wilki,które pełniły tu rolę ochroniarzy.
To był dobry pomysł,aby je zatrudnić.Hybrydy są wierne i nieprzekupne-pomyślał John.

Wnętrze zamku-tak jak zewnętrze-było mroczne.Znajdowało się tu wiele tajemnych wejść i komnat.Najskrytszą była sypialnia Króla.Ostrożność ta była konieczna,gdyż miał on wielu wrogów,na których czele stał-Ictorn-przywódca Łowców.

-Panie,wzywałeś-wymówił John będąc w sali kominkowej.W całym budynku panowały barwy zimne i ciemne,tak jak tu.Czasami przyozdobione były czarnymi spiralami.Na sufitach widniały pozostałości po dawnych wiekach-dzieła malarzy.

Król był czarnowłosym dwudziestoletnim wampirem.Miał inteligentne,srebrne oczy,którymi przeszywał wszystkich dookoła budząc podziw i strach.Posiadał też piękne  wyraźne rysy  twarzy,którym zawdzięczał "boską urodę".

-Tak-powiedział beznamiętnie czarnowłosy.
-Za pozwoleniem...Panie...Czy mogłabym wiedzieć po co nas wezwałeś?--odezwała się kobieta.
Król  spojrzał na nich,uniósł lewą brew i zaproponował:
-Istotnie...krwi?
Zawołał kamerdynera,który po pewnym czasie przyniósł w szklanych kielichach krew.Następnie zarówno goście jak i gospodarz zasiedli przy długim stole.
-Interesuje mnie wasza córka-wypowiedział Król,unosząc kielich.
-Córka?!-krzyknęli w tym samym czasie małżonkowie.
Nagle zapadła cisza,gospodarz korzystając z niej napił się krwi.
 -Co z nią nie tak?-przerwał ciszę brunet.
-Jest taka jak ja,więc może ubiegać się o tron-zawiadomił ich o swoich obawach szatyn.
-Z całym szacunkiem Panie,ale dopóki my żyjemy nic takiego się nie zdarzy,przecież ona jest kobietą!-powiedział John.
-A co?Kobiety są gorszę?-zwróciła się do niego wściekła żona.
-Kochanie...nie pomagasz-skarcił ją mąż.
-Dopóki wy żyjecie,nie macie ochrony,możecie zginąć w każdej chwili ..,a ja zostanę sam z tym problemem-przerwał im kłótnie gospodarz.
-Moje dziecko nie jest żadnym problemem!-spiął się blado-niebieskooki.
-John,nie psujmy naszej przyjaźni-upomniał go Król.
-Jesteśmy przyjaciółmi od wieków,razem walczyliśmy,wspieraliśmy się...
-Do czego zmierzasz John?-zapytał Król.
-Powinniśmy wymyślić jakieś racjonalne rozwiązanie-stwierdził mężczyzna.
-Też tak sądzę-potaknęła kobieta.

_________________________________________________________________________

Oto i jest prolog! Jak wam się podoba?
Nie źle się nad nim napracowałam.Liczę na wasze komentarze!
I do zobaczenia,a raczej do przeczytania...heheh xD

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=DOCENIASZ