Marry wyrosła na piękną i mądrą nastolatkę.Jej ciało nabrało odpowiednich kształtów i zaprzestało dalszemu rozwojowi...
-Co tam robisz,Mała?-zapytał Maxwell przeskakując przez dzielący ich średniej wielości mur.Dziewczyna spojrzała na niego ze smutkiem w oczach.
-To koniec!-szepnęła tak szybko i tak cicho,że chłopak ledwo ją usłyszał.
-Koniec?-poparzył na nią ze zdziwieniem-Koniec szkoły nie oznacza końca naszej przyjaźni.
Czerwonowłosa otworzyła usta w zamiarze wypowiedzenia czegoś,co nie było jej dane z powodu
przybycia reszty przyjaciół.
Amanda Silverwood wraz ze swoim chłopakiem-Freddie'm Boyle'm usadowili się przy Maxie,a najlepsza przyjaciółka Marry-Agatha Castle ze swoją "siostrą" Lsley Swine-obok niej.Jak zawsze Joe z Danem się spóźnili.Większość z nich znała z dzieciństwa.
Amandę jako słodką i nieśmiałą dziewczynkę niebieską opaską na blond włosach.
Freddiego poznała całkiem niedawno.Dokładnie trzy lata temu,gdy zaczął spotykać się z Am.
Agatha i Lesley-to rodzeństwo najbardziej ją zaintrygowało.Na pozór spokojne brunetki,ale gdy zostawi je się same w pokoju-nic z niego nie zostanie.Sama się,o tym przekonała.Na początku nie miały pojęcia o swoim istnieniu,ale kiedy ich rodzice się spotkali i między nimi odnowiła się dawna miłość-nie miały wyboru i musiały się zaakceptować.
Dana poznała mając 10 lat.Kiedyś się spotykali i właśnie z tego powodu nie przepada za jego przyjacielem Joe'em.Nigdy nie dowiedziała się jak się zapoznali.Z Joe'm spotkała się pracując dla Rady.Jest jego partnerką.
Maxwella poznała mając 5 lat.Ich rodziny znały się od dawna i dowiedziawszy się o przyjaźni swoich dzieci-zwiększyły liczbę odwiedzin,przez co stał się dla niej ważną osobą.
Teraz każdy z nich wydoroślał.Ich ścieżki rozłączą się przez studia i myśląc,o tym Marry była bardzo smutna.
-Ej,Ruda!-z rozmyślań wybudził ją głos Dana-Co robimy na twoją osiemnastkę?
-No właśnie!Rok temu była impra,a teraz...?-spytała Lesley,która zawsze mu przytakiwała.
-Zamknij się Les!-nawrzeszczała na nią Aga-To jej urodziny!
-A pamiętacie 16-stkę i to co wyprawiała?-uśmiechnął się Joe,a Dan szturchnął go łokciem.
Ona pamiętała.Każdej nocy wspomnienia powracały,czasem ze zdwojoną siłą.To,co zrobiła było okrutne.Strach,ból,cierpienie...tylko te uczucia towarzyszyły jej ofiarą.Pamiętała każdy szczegół,każdą sekundę.
-Moglibyśmy,o tym nie rozmawiać?-poprosiła.
-Zmieńmy temat-zaproponowała Amanda.
-Tak-potaknęła Agatha-To..,co robimy na twoje urodziny?
-Sama nie wiem-przyznała się Mara-chyba coś rodzice organizują,ostatnio często ich nie ma-wzruszyła ramionami.Była pewna ,że jej rodzice przygotowali coś na tą okazję.Czasami potrafiła przeczytać niektóre myśli i jej towarzysze , o tym wiedzieli.Dlatego je kontrolowali,a przynajmniej próbowali.Telepatia była (jak dotąd)jedyną zdolnością,którą odkryła.
-Dobra!To my się zbieramy,jak coś to będziemy w kontakcie-zwróciła się do rówieśników Agata i objęła ramieniem Marry.Grupka ludzi rzuciła szybkie "cześć!"i wrócili do rozmowy.
Dziewczęta szybko mięły ulicę Pill Hill,na której znajdowało się wiele szpitali.Ominęły port i już stały przy domu niebieskookiej.
-Nie musiałaś mnie odprowadzać-jęknęła Marry.
-Tak,ale strasznie blado wyglądasz-stwierdziła Aga.
-Jestem wampirem,zawsze jestem blada!-oburzyła się niższa dziewczyna.
-Źle dobrałam słowo,odpowiednim było by "marnie"-przyznała się do błędu.
-Jak chcesz porozmawiać,to zadzwoń wieczorem-zaproponowała-Resztę dnia zamierzam przespać.
-Ok,to zadzwoń jak wstaniesz-poprosiła wilczyca.
-Pa!-pożegnała się wampirzyca i weszła do domu.
W całym domu panowały barwy czarno-białe.Pokój młodej wampirzycy też taki był,dopóki się nie zbuntowała i nie przemalowała na fioletowy.
-Dzień dobry,panienko! -krzyknęła z kuchni Tova Baker.
Była to kobieta nie za gruba,nie za chuda-w sam raz.
Jej głowę ozdabiały siwe włosy związane w niedbałego koka.Dzięki jej zmarszczką można było stwierdzić, że ma ponad 50 lat.Staruszka od zawsze ubrana w wyblakłą,niebieską sukienkę z rękawami ,na której przewiązywała swój biały fartuch.Nieumarła często ją widywała,przecież ta kobieta była jej nianią.
-Dzień dobry,nianiu!-odpowiedziała uprzejmie dziewczyna-Są moi rodzice?
-Niestety nie, wyjechali dziś rano-poinformowała ją starsza pani.
-Hhm...to lecę spać-powiadomiła ją młodsza.
Wbiegła do góry, po schodach kierując się do swojego pokoju .Rzuciła torbę na podłogę i podeszła do okien,aby zasłonić je żaluzjami.Kiedy to zrobiła pokój pochłonęła całkowita ciemność.Krwisto-włosa wskoczyła do łóżka,przykryła kołdrą i oddała się w objęcia Morfeusza.
---SEN---
Zbliżało się do swojej ofiary.Dziewczyna była średniej postury blondynką.Szła chwiejnym krokiem.Chyba wracała z udanej imprezy.Udanej dla bestii.Bestia ze świetlną prędkością pojawiła się przed nią,złapała za szyję i rzuciła o ścianę.Następnie podniosła ją i skosztowała krwi.Kobieta nagle się wydarła...
Marry krzyknęła i bardzo szybko usiadła na łóżku.
-Nienawidzę tego !-krzyknęła cicho i wstała.Wyczuwając czyjąś obecność spojrzała w kąt.
-Co ty tu robisz?!-ryknęła na osobę znajdującą się w tym miejscu.Dziewczyna szybko owinęła swoje ciało czerwonym,krótkim szlafrokiem.
-Muszę Ci coś pokazać-nalegał.
Mara podeszła do okna i zwięzła żaluzje.Na dworze zmierzchało. Latarnie uliczne ponownie wróciły do życia,aby uprzyjemnić o tej porze poruszanie się ludziom.
-Wyjdź!Muszę się ubrać-nakazała po głębokim namyśle.Mężczyzna posłusznie wykonał jej polecenie.
Ubrała czerwoną bokserkę i czarne podarte rurki.Na koniec nałożyła na nogi czerwone coversy, a na plecy czarną,skórzaną kurtkę z ćwiekami.
-O czym chcesz rozmawiać,Joe?-spytała mężczyznę opierającego się o framugę drzwi.
-O kołkach-westchnął.
Kołki.Tak właśnie nazywali łowców.
"Dziwne w Seattle nie ma łowców "-pomyślała.
-Są-oznajmił.
-Skąd..?
- Przesłałaś mi tę myśl-wyjaśnił zirytowany.
"Czasami zapominam o swoim talencie"
"Wiem...mogłabyś?"-poprosił.
"Jak chcesz"
Szli przez ciemne miasto.Minęli port rybacki i skierowali w stronę"strasznej przecznicy",gdzie znajdował się opuszczony budynek.
Kroczyli w ciemności idąc w tym samym tempie.W ciągu kilku sekund dotarli na miejsce.
Przed nimi stał wiekowy,trochę strawiony przez ogień dwupiętrowy dom.Bez okien wydawał się bardziej straszniejszy,ale to nie przerażało dzieci nocy.
-Spójrz-pokazał palcem jej towarzysz- dolne okno jest wybite,nie dawno było jeszcze całe.Jego towarzyszka zobaczyła pozostałości po zbitej szybie.
-Mogły to zrobić dzieciaki z sąsiedztwa-przypuściła.
-Możliwe-potwierdził jej przypuszczenia -sprawdźmy to.
Otworzyli skrzypiące ze starości drzwi i weszli do środka.
-...powinniśmy złapać tą małą-rozbrzmiewał z góry głos.
Usłyszeli kroki na schodach,które prowadziły do nich,na parter.Joe szybko złapał Marry za rękę i razem z nią skrył się w zakurzonej, starej szafie.
"W jakie gówno mnie wciągnąłeś,Smith?-usłyszał głos w swojej głowie.
"Mogłabyś nie grzebać w mojej głowie?"
"To jak mam niby z tobą rozmawiać?"
Nagle coś upadło niebezpiecznie blisko nich.Joe natychmiast zakrył usta swojej koleżanki spodziewając się jej krzyku.
-Po co Ictorn'owi ta czerwona pijaka? -zapytał skrzeczący głos.
-Żeby utrzeć jej królowi nosa?-zapytał retorycznie drugi.
-Ponoć wampirzyce są bardzo piękne-odezwał się jeden z nich.
- Jestem łowcą nienawidzę pijawek --odpowiedział mu jego towarzysz.
"Czy oni mówią o mnie?"-panikowała niebieskooka.
"Uspokój się nic się nie stanie.Musimy powiedzieć,o tym Radzie"-nakazał.
"A jakim cudem się z tond wydostaniemy? "
Jej towarzyszowi oczy zmieniły barwę na czerwoną.
"Nie poradzisz sobie z nimi!"
"Wątpisz we mnie?Gdy wyskoczę z szafy i zwrócę na siebie ich uwagę- ty natychmiast uciekniesz do domu.Zrozumiano? "
"Tak,jak wyjdziemy z tego cało to Cię zabiję!"
"Zobaczymy się po południu"
Zanim mu odpowiedziała-już go nie było.
-Chester!Kurwa!Wampir!-krzyknął skrzeczący głos.Marry korzystając z zamieszania wybiegła z szafy.
----------------------------------------------------------------------------
Po pierwsze:chciałabym podziękować za tak miłe komentarze z poprzedniego postu.
Po drugie:mam nadzieje , że ten rozdział również wam się spodoba i liczę na wasze kometarze.
Do zobaczenia!
CZYTASZ=KOMENUJESZ=DOCENIASZ
Yey !
OdpowiedzUsuńKocham Joe ! <3
Ta końcówka... Super ;)
Czekam na next i weny :)
Dzięki za komentarz :)
UsuńWiesz on myśli,że dowodzi w ich drużynie i po części tak jest.Natomiast Marry nie może się z tym pogodzić i próbuje mu rozkazywać przykładem jest ta sytuacja w jej pokoju,ale gdy doszło do tej akcji...wiadomo,kto się poświęca :)
Boże, świetny rozdział *.* proszę, pisz szybko, bo ja już nie mogę się doczekać rozwinięcia ^^ czekam z niecierpliwością na następny i weny życzę ;*
OdpowiedzUsuńCiesze się,że Ci się podoba :)
UsuńPostaram się napisać go szybko,ale nie obiecuje,zwłaszcza,że muszę napisać wpis do The Seraph Diary :(