środa, 16 grudnia 2015

Rozdział 11





Ten rozdział dedykuję mojej kochanej mamie :)
_________________________________________________________

Test był sprawdzeniem jej wytrzymałości.Chcieli mieć pewność,że jest gotowa.Upewnić się w przekonaniu,że jest na tyle silna.

Przez trzy dni nic nie jadła,nie pożywiała się.Była zdana tylko na siebie i na swój instynkt,który musiał udowodnić swoją przydatność.
Trzy dni bez kontaktu z innym człowiekiem czy choćby z człowiekopodobnym.To potwierdzało przypuszczenia Karana.

Dziewczyna spokojnie siedziała na kłodzie,przy brzegu jeziora i patrzyła przed siebie.Nie wiedział nad czym się tak intensywnie zastanawiała,ale wiedział jedno-była na tyle naiwna,że go nie zauważyła.Była teraz bezbronna.

                                           ^^^***^^^

Od pewnego czasu miała wrażenie,że jest obserwowana.Lecz to jej wcale nie niepokoiło,nie w tej chwili.Teraz jej jedynym zmartwieniem było to,że wyczuła dziwną woń.Była w tym lesie nowa,ale z czymś jej się kojarzyła.Tylko z czym?-to dobre pytanie.

Nie mogła sobie tego przypomnieć,nie w danej chwili.Dlatego właśnie tu się zatrzymała.Miała nadzieję,że jeśli się tu zatrzyma i chwilę odpocznie to jej wspomnienia powrócą i prawdopodobnie coś sobie przypomni.
Ślepo wpatrywała się w zieloną niczym jadeit wodę,która mieniła się podczas zachodzącego słońca niczym fluoryt dokładnie wyszlifowany przez jubilera.

Powinna już dawno wyjść z tego dziwnego lasu i wysłuchać tego co mają jej do powiedzenia.Była ciekawa swoich wyników.Intrygowała ją myśl,że mogłaby zostać wampirem społecznym i obracać się w towarzystwie najważniejszej wampirzej arystokracji,lecz był tego jeden minus-musiałaby wtedy cały czas być poważna i odpowiedzialna.Zapewne przydzieliliby jej rolę przestrzegania prawa jak Joe’mu i musiałaby pracować dla rady.

A jeśli została by przydzielona do wampirów wojennych…to właściwie nie wiedziała co by zrobiła.Nie zbyt podobała jej się ta opcja.Wtedy musiałaby walczyć w imię”Króla”,którego tak szczerze nienawidziła.
Najszczęśliwsza byłaby gdyby przydzielono ją do wampirów utalentowanych-zostałaby wtedy muzykiem albo znanym w wampirzym świecie malarzem.Zostałaby sobą.Mogłaby robić co zechce.

Dziwny zapach był coraz bliżej i bliżej,a wraz z jego przybyciem pojawiło się przerażenie w oczach wampirzycy.
-O Boże…-szepnęła przerażona-…przecież to Łowcy.

Zaczęła się powoli cofać w stronę wielkiego drzewa,za którym wyłaniała się druga część lasu.Była tak przerażona,że nawet nie zauważyła Kenan’a,który szybko zeskoczył z drzewa i stanął przy niej.
Chciała mu zadać pytanie kim jest i czego od niej chce,ale ją uprzedził. 

–Umiesz walczyć?-zapytał,ale za nim mu odpowiedziała,dodał-Jak nie to zostanie z nas naleśnik.
-Naleśnik?-spytała zdziwiona-a nie placek?-upewniła się.
-Wolę naleśniki,ale nie wiem jak ty…-tym razem to ona mu nie dała dojść do słowa,mówiąc:
-Nie wiem,czy to dobry pomysł rozmawiać o naleśnikach,gdy otaczają nas Łowcy-stwierdziła obracając się wokół siebie.
-Może masz rację…-zaciął się na chwilę.Sięgnął do swoich ciemnych spodni i rzucił w jej stronę niewielki nóż krzycząc:-Mam nadzieję,że się jeszcze zobaczymy-kończąc mówić zaczął się uśmiechać.
-To żart,prawda?-upewniła się Marry.
-To zależy…-odpowiedział.
-Zależy od czego?-dopytywała.Chciała usłyszeć odpowiedź,ale nie było jej to dane,gdyż nowo poznanego towarzysza pochłonęła walka.Nie wiele myśląc dziewczyna poszła w ślad za nim.Osłaniała jego tyły i atakowała wroga.

-Nie powinnaś mi pomagać-skarcił ją po chwili wampir.
-A ty nie powinieneś być tak głupi i rzucać się na  nich sam bez wsparcia.Wybacz,ale nie chciałam potem przeżyć i zostać przez nich porwana…i…
-No tak lepiej umrzeć jako bohater-westchnął-jeszcze nigdy nie spotkałem wampirzycy wojennej.
-Co?!-krzyknęła przerażona-żartujesz,prawda?-zapytała z nadzieją.
-Jest ich za dużo-westchnął i zignorował jej poprzednią wypowiedź-chyba przeceniłem swoje możliwości-przyznał się.
-W końcu Szanowny Pan się przyznał do swojej głupoty-uśmiechnęła się mimo iż sytuacja w jakiej się znajdowali  nie była śmieszna,wręcz przeciwnie-była tragiczna.

Czerwonowłosa rozejrzała się dookoła obmyślając plan ucieczki.
-Możemy wskoczyć do jeziora i przebiec kawałek,potem skręcić w prawą stronę,gdzie są bagna.Tam powinniśmy ich zgubić-zaplanowała.
-Dobrze obmyślane –przyznał-dobrze będzie mieć w zespole stratega.

Niespodzianka!Tym razem rozdział przed terminem :D
To przez to,że nareszcie wróciła mi wena! I też dzięki mojej mamie,która sprawiła mi najlepszy prezent pod choinkę i kupiła bilecik :)
I  co sądzicie?Podoba wam się?

4 komentarze:

  1. Milutko!
    Dziwnie to zabrzmiało...
    Ach. ... Te cięte riposty. ;P
    Czekam na next i weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku myślałam, że to Kenan jest łowcą, a tu taka niespodzianka!
    To miłe ze strony Kenana, że ostrzegł Marry i podarował jej nóż :3
    Pozdrawiam i weny :*

    OdpowiedzUsuń