-Pamiętaj,że
zawsze będziemy cię wspierać…-przypomniał jej Max.
-I zawsze
będziesz ze mną pracować-wtrącił swoje trzy grosze Joe.
-No,niestety…-zaśmiała
się.
-Chodźmy
już.Pewnie na nas czekają-nakazał jej przyjaciel.
Ruszyli
przez tłumy nadludzkich istot.
Tak,nadszedł
czas na testy…
______kilka
minut później______
-Czas na
testy!-rozległ się donośny głos ojca Marry-wyruszamy w pole…Tak jak
powiedział,tak też się stało.Goście wraz z rodziną jubilatki i jej samej
przemieścili się za pomocą swoich nadnaturalnych mocy na wyznaczony teren.
-Tu jest
linia startu-wskazał palcem John w miejsce,gdzie na trawie znajdowała się
cienka,biała i podłużna linia-Wyruszysz z tego miejsca i przez trzy dni będziesz
musiała zostać na zaznaczonym terenie.Jest on duży i będziesz musiała
przemieszczać się na zachód.Na wielu drogach spotkają cię przeszkody,które
zadecydują o twoim przydziale…Tylko,córeczko…uważaj na siebie-skończył swoją
przemowę i podszedł do Marry,aby ją mocno uściskać.
-Tak-przytaknęła
Amellie i poszła w ślad za swoim mężem-pamiętaj czego cię uczyliśmy.
-Pamiętam,mamo,tato-zwróciła
się do nich córka-nie martwcie się.Wkrótce o tej samej porze za trzy dni-dokończyła
i ruszyła w wyznaczoną stronę.
---------------------Perspektywa
Aghaty---------------------
Moja najlepsza
przyjaciółka wyruszyła sama do jakiegoś, nieznanego i być może niebezpiecznego lasu.Nie
rozumiem tego walniętego i głupiego
wampirzego…yh…to wszystko jest jakieś chore.Jak oni mogli ją tam
zostawić samą.Normalnie nie wytrzymuję.Nie wierzę w to,nie wierzę…
-Ej,Agh!-krzyknął
Maxwell,który tak samo jak ja i reszta naszej paczki postanowiła tu przez te
trzy dni biwakować.Nie chciałam jej zostawiać samej.Mogła przecież wyjść z tego
lasu ledwo żywa i kto by jej wtedy
pomógł? Nigdy nie wiadomo co
może się stać…
-No-spojrzałam
na niego znudzona.Nie miałam teraz ochoty na czyjeś towarzystwo.Nie chciałam żeby
mnie ktoś dekoncentrował.Nie mogłam jej zostawić samej…Dopóki słyszałam bicie
jej spokojnego serca-byłam spokojna.
-Łap!-krzyknął
i rzucił w moją stronę jabłko.Czerwone,okrągłe i ogromne jabłko.Spojrzałam na
niego zdziwiona.Po co przyniósł mi ten owoc?Przecież nawet nie myślałam o
jedzeniu.Nie miałam na to czasu.Za bardzo skupiałam się na więzi,która łączyła
mnie i moją przyjaciółkę,o której wiedzieli tylko nasi przyjaciele.
-Od kilku
godzin nic nie jadłaś-odpowiedział tak,jakby czytał w moich myślach-nie
powinnaś się zagładzać zwłaszcza,że potrzebujesz energii,aby wiedzieć coś o
Marry.
-Jeśli o nią
pytasz,to nic się nie zmieniło-westchnęłam-nie chce mnie wpuścić do swoich
myśli.
-Znasz
ją,więc wiesz,że ona zawsze była sprawiedliwa i nie lubiła oszukiwać.Nawet,gdy
nie nauczyła się na kartkówkę…-westchnął i usiadł blisko mnie,przy drzewie.
-Martwisz
się o nią?-zapytałam głupio.Przecież wiedziałam,że tak.W końcu znali się wiele
lat i byli tak samo dla siebie bliscy.Może nawet bardziej.Widziałam jak ona na
niego działała.Kiedy ją widział był bardzo szczęśliwy,a gdy nie widział jej
przez większość czasu…jednym słowem coś do niej czuł i chyba powinnam jej to
powiedzieć.
-Tak-przyznał-Moja
Mała przyjaciółeczka,sama w tym ogromnym lesie,pełnym nieznanego nikomu
niebezpieczeństwa i…
-No cześć
lovelaski-krzyknął Joe.No świetnie jeszcze tego tu brakowało…Teraz na pewno się
nie skoncentruję…
-Jest już
późno-powiadomił nas-chodźcie do namiotu-spojrzał na moją minę-jeżeli chcemy
jej pomóc…musimy się wyspać.
______________Trzy
dni później____________
Dochodziła
już godzina,o której Marry miała już być.Wszyscy tu zebrani się martwili.
-Nic jej nie
będzie kochanie-pocieszał jej matkę Pan Blood.
Ale ja
wiedziałam,że coś jest nie tak.Straciłam z nią więź na dwa dni,ale nie dawno ją
odzyskałam,więc musiała być blisko.Tylko coś mi tu nie grało.
-Aghata-podszedł
do mnie Max-wyczuwasz coś?-spytał.
-Nie-westchnęłam
smutno-już próbowałam,ale…Chwila! Coś mam!-zaczęłam się cieszyć jak głupia,ale
kiedy się dowiedziałam co czułam…natychmiast się przeraziłam.
-Musicie ją
szukać!-zaczęłam krzyczeć-Coś jest nie tak!Ona się boi…pierwszy raz! Ratujcie
ją!
I jakby zaczął się ukłaniać.
-Panie-zwrócił
się do niego Pan Blood-Czy coś się stało?.Ten jednak spojrzał się na niego
wkurzony i powiedział:
-Łowcy
wtargnęli na nasz teren i chcą zabić twoją córkę.
Kiedy
skończył mówić prawie zemdlałam.Co?!Jak to chcą zabić Marry? Dlaczego?
-To nie
możliwe-zawiesił się jej ojciec-przecież cały teren był obserwowany przez
strażników…
-Dlaczego?-wtrąciłam
się do ich rozmowy.Wiem,że nie powinnam,ale moja ciekawość zwyciężyła.
-Chcą zemsty…
__________________________________________________________________
I jak podoba wam się
rozdział?Mam nadzieję,że był w miarę…
Wiem,że mało się
dzieję,ale tak miało być.Prawdziwa akcja się dopiero zacznie…JUŻ za tydzień
pojawi się rozdział z perspektywy Marry.Jesteście ciekawi co się jej stało?Czekam na wasze
pomysły w komentarzach…
Ty.... Dlaczego akurat za tydzień?
OdpowiedzUsuńNie dałoby się tego trochę przyśpieszyć?
Brakowało mi tutaj jakieś fajnej odzywki Aghaty albo Joe :P
Czekam na next i weny ;)
Jeszcze nie wiem,bo na ten tydzień mam dwa sprawdziany i nie wiem jeszcze w jakim czasie to wszystko ogarnę.
UsuńIstnieje prawdopodobieństwo,że rozdział pojawi się w środę lub piątek.
Dziękuję za komentarz :)
Jezu, za co chcą zemsty?o.O pisz szybko, bo właśnie zostawiłaś mnie w niepewności!:) do zobaczenia i weny ;*
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i wzajemnie :)
Usuń