czwartek, 23 lutego 2017

Rozdział 28

Od kilku dni panowała w królestwie napięta atmosfera.Codziennie Marry dostawała listy,w których albo było napisane,że sprzymierzeńcy zgadzają się barć udział w wojnie albo,że nie,bo list nie był wezwaniem od Króla.Wampirzyca nie miała nawet czasu by zasiąść i spokojnie zjeść posiłek.Robiła wszystko pod wpływem napięcia i z wampirzą prędkością,gdyż jak każdy z zebranych obawiała się,że atak może nastąpić w każdej chwili.
Postanowiła podzielić się dzisiaj swoimi obawami z innymi wampirami,którzy byli doradcami Króla.

-Mogą zaatakować w każdej chwili-szepnęła czując jak coraz bardziej traci swoje siły.Jak tak dalej pójdzie,to nie będzie w stanie walczyć.Powinna wziąć się za siebie i napić choć kilka kropli krwi dla wzmocnienie i powrócenia siły.
-Dlatego proponuję,aby pierwszy ruch był wykonany przez nas-zaproponował jeden z wezwanych wampirów. Widać było,że należał do mniejszości wampirów,która miała kilka stuleci za sobą.Miał blond włosy,które zakrywał czarny,szlachecki kapelusz.Oczy koloru złota uważnie obserwowały każdy nagły ruch w pomieszczeniu.Ubrany był w czarny płaszcz,pod którym widać było żakiet z czarną kamizelką,do której dopasowane zostały czarne spodnie.

-Nie zgadzam się-wtrącił kolejny z zebranych-Mamy zbyt mało sprzymierzeńców. Do dokonania takiego ruchu potrzebujemy chociaż jeszcze jednego poparcia przez wampirzy lud lub,ewentualnie innej rasy-zakończył swoją wypowiedź brunet,który był ubrany jak sarmaci w siedemnastym wieku.
Na sobie miał ciemno-brązową dalie,do tego konfederatkę ozdobioną futrem z norek i jedwabny,złoty pas z frędzlami,który otaczał jego talię.Po prawej stronie była widoczna ozdobna szabla przypięta do boku za pomocą rapci.Pod spodem miał czerwone,luźno zwisające spodnie,które luźno zwisały nad cholewkami spodni.Na nogach miał baczmagi,czyli buty z cholewkami ściągniętymi ku tyłowi i z przodu, z lekko zadartymi czubkami. Dosyć wyróżniający się strój,stwierdziła w myślach Marry.

-Czekam jeszcze na odpowiedź od dwóch wampirzych narodów-powiadomiła ich Marry mając nadzieję,że to im pomoże nakreślić sytuacje,w której się znajdowali.

-Biorąc pod uwagę,że mogą się zgodzić jesteśmy na wygranej pozycji-zauważył kolejny z wampirów,chyba nazywał się Elijah i był jednym z pierwszych wampirów.Miał ciemne blond włosy,zielone oczy i chyba jako jedyny ubrany był normalnie.Bardziej odpowiednio na obecne czasy.

-Rozumiem więc,że atakujemy pierwsi?-zapytała Królowa. Nie wiedziała,co powinna zarządzić.Od takich spraw był Król,nie ona.Ale chciała pokazać,że też może sobie dać radę w tak poważnej sytuacji.Zwłaszcza,że jej poddani widzieli w niej nadzieję i liczyli na nią.

-To chyba najlepsza z wymienionych jak dotąd decyzji-odezwał się John. Marry pomyślała,że był tak samo przemęczony tą sytuacją jak ona.Ale prawda była taka,że mężczyzna martwił się o bezpieczeństwo swojej córki,która prawdę powiedziawszy była w największym niebezpieczeństwie. Viktor mógłby chcieć ją wykorzystać do objęcia tronu i przede wszystkim do wkurzenia Króla,który był w takim stanie,że nie wiedział czy kiedykolwiek się przebudzi.
Nagle wszyscy z zebranych w sali,zasiadający przy okrągłym stole,usłyszeli głośne odgłosy i dziwne dźwięki krzyków. Zaniepokojona Marry natychmiast wstała i już chciała iść zobaczyć,co się stało,ale jej drogę zaszedł John i jak gdyby nic powiedział:Otoczyć Królową i bronić za wszelką cenę. Powiedział to takim głosem,że sama wampirzyca się go wystraszyła.Jeszcze nigdy nie słyszała takiego tonu u swojego ojca.
-No siemka!-wpadła jak torpeda do pokoju Aghata i nagle jakby analizując sytuację jaką zastała spytała-A wy co? Nie lękajcie się,to tylko ja-zaśmiała się-I kilka innych watah-oznajmiła z dumą.
-Co?-zapytała zaskoczona Marry i wyszła z okręgu,który stworzyły wampiry,aby ją chronić.
-No,słyszałam,że potrzebujecie poparcia i ludzi do walki,więc odwiedziłam kilka watah,którym również brakowało jakiejś fajnej rozrywki,więc zebrałam ich,no i jesteśmy-uśmiechnęła się brunetka.
Na co Marry szybko do niej podbiegła i uściskała z wdzięczności.
-Nie powinnaś ryzykować dla mnie życia-skarciła ją Marry- Jak coś ci się stanie,to sobie nie wybaczę.
-Dla kogo jak nie dla ciebie mam się poświęcać?-zaśmiała się wilczyca-I przestań się mazać,bo twoi ziomkowie na ciebie patrzą-powiedziała i znów się zaśmiała-Mam nadzieję,że pięć watach ci wystarczy.
-A ile one liczą-wtrącił się jeden z wampirów,Meth,jeśli dobrze pamiętała Marry.
Był jako jedyny z nich ubrany na czarno.Dodatkowo miał kruczoczarne włosy i niebieskie oczy.Z tego,co się dowiedziała był kuzynem Króla.
-Cóż-westchnęła Aghata,uważnie obserwując towarzysza-Jedna wataha  liczy około pięćdziesięciu wilkołaków-poinformowała.
-To zwiększa nasze szanse na wygraną-wtrącił sarmata.
-I na naszą korzyść jest to,że Łowcy nie spodziewają się,że mamy po swojej stronie wilkołaki-powiedział blondyn w kapeluszu.
-Ziomek ma rację-stwierdziła Aghata-Teraz liczy się tylko czas,w jakim zaatakujemy-powiedziała niczym prawdziwy przywódca.
-Alfo!-krzyknął dość sporych rozmiarów chłopak,który szybko wparował do sali.
-Co jest Reth?-spytała dziewczyna patrząc wyczekująco na swojego kolegę.
-Zwiadowcy wyczuli Łowców w zachodniej części królestwa-powiadomił,a wszyscy w sali stali się spięci.


A więc...wojnę czas zacząć-pomyślała Marry.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak jak się domyślacie to już ostatnie rozdziały ;(
Jednak,to czy wszyscy przeżyją pozostanie moją słodką tajemnicą ;D
Miłego dnia i do następnego!

niedziela, 12 lutego 2017

Rozdział 27



Od kilku dni siedziała przy jego łóżku.Jego stan pogarszał się z dnia na dzień.Miała ogromne wyrzuty sumienia.Nie powinno tak być. On nie powinien tego robić,nie wolno mu narażać samego siebie na takie niebezpieczeństwo.Jest przecież Królem wampirów.Jeśli on zginie,to władze przejmie Kenan,a choć byłoby to trochę zabawne,to na pewno nieodpowiedzialne.Medycy robili wszystko,aby pomóc władcy lecz jedyne,co zdziałali,to utrzymywanie go przez kilka godzin w stanie stabilnym.Rokowania były różne.Lecz żadne z nich w pełni nie zadawało Marry.
-Marry,słońce…powinnaś coś zjeść-odezwał się do niej ojciec.Cóż nie było w tym nic dziwnego,że znajdował się w tym miejscu, w końcu wszystkie wampirze klany wiedzą o stanie swojego władcy.Jednak podejrzewano,że w przeciągu kilku dni niektórzy z nich mogą to wykorzystać i napaść na monarchę,czego nikt oczywiście nie chciał. Z tego też powodu Marry w imieniu Królowej wezwała wszystkie potężne wampiry i swoich przyjaciół,aby przybyli do zamku w gotowości do walki.
-Nie mam ochoty tato-odparła. Na jej twarzy można było zauważyć kilka symptomów,świadczących o jej zmęczeniu i wycieczeniu.Jednak wampirzyca z natury była zawzięta i uparta,więc jak już sobie coś postanowiła,to trzymała się tego mocno.Nikt nie był w stanie jej tego wybić.Ale świadomość,że Królowa zasłabnie i opadnie na zdrowiu doda kolejny powód do obalenia monarchii przez wrogów,co spowoduje nieład i panikę w śród wampirów,przerażała jej ojca.
-Głodząc się i osłabiając nic mu nie pomożesz.Wiem,że masz wyrzuty sumienia przez to,co się stało,ale nie powinnaś zaniedbywać siebie i swojego ludu.Pomyśl o nich.Oni są tak samo zrozpaczeni jak ty,tylko oni w przeciwieństwie do ciebie nie wiedzą w jakim stanie jest ich władca. Ty jesteś Królową,więc powinnaś być dla nich oparciem.Powinnaś im dać przykład,znaleźć jakieś zajęcie żeby o tym nie myśleli.Pokazać,że jesteś silna,bo jeśli Królowa jest silna,to jej lud także.-zakończył swoją wypowiedź John.Miał nadzieję,że jego córka to przemyśli i nada choćby złudzenie spokoju dla wampirów.
-Tato…ja chyba się nie nadaję na Królową,w końcu naraziłam Króla na niebezpieczeństwo i on przeze mnie zginie-szepnęła załamana-ale masz rację.Nie powinnam ignorować poddanych.Jestem mu coś winna i dlatego uczynię wszystko,co w mojej mocy aby ogarnąć ten chaos-odparła pewnie i wstała z taboretu.
-Dobrze,słońce ale jest jeszcze jedna sprawa-zawahał się John-Łowcy dowiedzieli się o naszej niesubordynacji i chcą to wykorzystać.Niestety szykuje się większa walka niż przypuszczałem-powiadomił ją i wyczekiwał na jej odpowiedź.Czerwonowłosa zbliżyła się do swojego ojca,przechyliła głowę na bok,w jej kąciku ust można było dostrzec coś na wzór małego,kpiącego uśmiechu. Może było to wynikiem zmęczenia?
-Przynajmniej czymś zajmę swoje myśli-westchnęła-Powiadom wszystkich,że mają się znaleźć w sali konferencyjnej-poleciła i sama wyszła z pokoju. To coraz bardziej ją przerastało,ale nie chciała już tego dać po sobie poznać,pragnęła wesprzeć swój lud,tak jak powiedział jej ojciec.Plusem było w tym wszystkim,że była bardzo dobrym strategiem.Gdy zostawała bardzo często sama w pokoju,to nie robiła nic innego jak ćwiczyła.Chciała przecież czymś zaimponować Królowi.


                                             ~~~~~***~~~~~

W ciemnym pomieszczeniu,w którym panowały tylko dwa kolory brązu zebrała się cała potęga wampirów. W Sali,przy dużym,okrągłym stole siedziały głowy największych i najpotężniejszych rodów.Każdy z nich,przedstawicieli zaprzysiągł wierność Królowi dlatego też,gdy usłyszeli rozkaz Królowej pojawili się bez żadnego sprzeciwu.Ich zadaniami było doradztwo i wsparcie. Już kilkadziesiąt razy towarzyszyli Królowi podczas różnych bitw,ale ta była inna.Wyjątkowa.Nie tylko ze względu na to,że miejsce władcy zajęła Królowa,ale też dlatego,że toczyli ją z Łowcami,z Victorem,który był odwiecznym,przebiegłym wrogiem Króla.
Po dziesięciominutowym wyczekiwaniu na salę weszła Królowa.Wyglądała naprawdę obłędnie w czarnej sukni,która okalała jej ciało.Włosy miała podkręcone na końcówkach włosów,a powieki mocno pomalowane. Nic nie zdradzało tego,co przeżyła i wciąż przeżywa. Jej niegdyś wesołą twarz zajęła maska obojętności,a oczy były pozbawione blasku i jakichkolwiek uczuć.
Podeszła z gracją na miejsce,w którym zawsze Władca oznajmiał ich o sytuacji jaka panowała w kraju.Ustawiła mikrofon i zaczęła swoją przemowę.
-Witam was,dzieci nocy.Jak widzicie zaszły pewne zmiany,które nie są dla nas udogodnieniem,wręcz przeciwnie.Pewnie się zastanawiacie,co się dzieje z Królem,ale nie będę was martwić. Mój mąż jest obecnie w stanie stabilnym i jak na razie nic mu nie zagraża,no przynajmniej ze strony medycznej.Ostatnio zostałam powiadomiona,że Łowcy szykują się na wojnę.Na walkę z nami-przerwała na chwilę,po czym ponownie kontynuowała-Dzisiejszym celem tego spotkania jest ustalenie strategi i omówienie dostępności wojska.I jeszcze…chciałabym wam powiedzieć,że znam Króla i wiem,że nic tak by nie stawiło go na nogi jak wygrana z Łowcami,więc dajmy z siebie wszystko i pokonajmy ich w imię Władcy!

piątek, 10 lutego 2017

Rozdział 26


-Tak nie zachowuje się przyszła Królowa-skarcił ja Dorian,gdy Marry wparowała do jego pokoju i zamykając drzwi trzasnęła nimi naprawdę głośno. Następnie z twarzą przepełnioną furią zaczęła krzyczeć na Króla wytykając mu jego wszystkie błędy i to,czego się dowiedziała.

-A tak nie zachowuje się Król!-wrzasnęła.
-Nie będziesz mi mówiła jak mogę,a jak nie mogę się zachowywać-odparł już poirytowany.
-Bo co mi zrobisz,o potężny i władczy Królu?-zakpiła z niego i to była zła decyzja. Wampir złapał ją za rękę i popchnął na ścianę. W jego oczach można było ujrzeć furię i chęć mordu.
-To,że jesteś moją żoną nie czyni cię godną mienia Królowej-warknął. 

Dziewczyna spojrzała się na niego z lekkim strachem i zaskoczeniem. Nie wiedziała jak powinna zareagować na jego słowa,ale jednego była pewna. Już nie ważny był dla niej honor rodziny,ani dane przez nich słowo. Zdecydowała,że ucieknie jak najszybciej będzie mogła. Poczeka ile będzie musiała i zniknie z jego życia tak szybko jak się pojawiła. 

Nie chce jej,to dobrze specjalnie dla niego zniknie. 

Nie szanuje jej,to ona nie będzie szanować jego.

-Nie jestem twoją żoną i nigdy nie będę! Wolałabym zginąć niż zmarnować swoje życie dla takiego dupka jak ty!-wypowiedziała mając łzy w oczach. Jego słowa z dziwnych,nieznanych powodów zraniły ją. A ona za wszelką cenę nie chciała tego po sobie dać poznać.
-To się da załatwić-szepnął i puścił jej rękę- lepiej wyjdź zanim zrobię ci coś o wiele gorszego-poleciła i odsunął się od niej.
-Nienawidzę cię!- krzyknęła czerwonowłosa i biegiem ruszyła do swojego pokoju. Teraz była pewna,że pojawienie się w tym zamku było potężnym błędem i przeklinała dzień,w którym się urodziła.

                                                                      ^^^^^^^^......^^^^^^^^

Nastała noc,a wraz z nią świat pochłonął mrok. To była idealna pora na ucieczkę. Dziewczyna nie mogła w tym miejscu już dłużej przebywać.
Zeskoczyła cicho ze swojego okna na dach.
 Musiała użyć swojej mocy,aby przypadkiem się nie ześlizgnąć po tym przeklętym dachu.
 Marry spojrzała na teren,który otaczał zamek. 
Może noc nie była do końca dobrą porą,bo wtedy wampiry budziły się ze snu,ale przynajmniej nie było strażników,bo mieli trzy godzinną przerwę,a o to właśnie chodziło wampirzycy.

Zwinnym,szybkim ruchem zeskoczyła na ziemię. Teraz to była łatwizna. Jedyne,co musiała zrobić,to przedostać się do lasu,gdzie nie byłaby już tak widoczna.Użyła swoich wampirzych mocy,aby szybko z prędkością uderzenia pioruna przedostać się w wyznaczony cel,ale w połowie pokonywanej drogi usłyszała odgłosy nawoływania.
-Marry,nie biegnij tam!-usłyszała w swojej głowie głos Króla. Nie miała zamiaru się go posłuchać...już nigdy.
Gdy dotarła do wyznaczonego miejsca odwróciła się na chwilę,aby spojrzeć jak ma się sytuacja w zamku,ale jedyne,co zdołała ujrzeć,to sylwetka mężczyzny biegnącego w jej stronę. Dziewczyna znów zaczęła uciekać. Nie miała zamiaru tam wracać.

Wbiegła na małą polankę i myślała,że już jest bezpieczna dopóki nie usłyszała głośnego sapania za sobą. Odwróciła się z przerażeniem wypisanym na twarzy,a to co zobaczyła wywołało na jej ciele ciarki. Przed nią stały dwa potężne,ogromne i bardzo niebezpieczne wilkołaki. Miały one kształt wilka,ale takiego na sterydach. Ten widok z pewnością powodował strach,a to co się dzieje po ugryzieniu takiego wilka było jeszcze gorsze. Jedno ugryzienie powoduje nawet śmierć u wampira.To właśnie dlatego wilkołaki stanowiły zagrożenie dla dzieci nocy.

Czerwonowłosa zaczęła się powoli cofać.Zbyt nagły ruch działał na te stwory jak czerwona płachta na byka. Była pewna,że tu zginie. Zauważyła jak jeden z wilków szykuje się do skoku,przygotowała się do ugryzienia,ale zamiast tego poczuła jak ktoś ją osłania swoim ciałem,a potem piski zabijanych wilkołaków przez jakieś inne osoby, niż ta która ją osłaniała.
-Marry..przepraszam,gdybym nie wypowiedział tych słów nie uciekłabyś i nie naraził bym cię na atak.-usłyszała głos Króla wampirów,a jakąś sekundę później poczuła jak mężczyzna upada bez sił.

Teraz była pewna,że to on ją osłonił przed śmiertelnym ugryzieniem.

Rozdział 25

Następnie była kolej Króla. Przybliżył się do niej tak,aby mieć jak najlepszy dostęp do jej szyi i zanurzył swe jakże imponujące kły. Wraz z krwią płynęły wspomnienia Marry.
"-Powiedz tylko słowo,a cię zabiorę od niego jak najdalej tylko mogę. Niczego nie będę ci zabraniał,a wręcz przeciwnie. Będę Cię traktował jak Prawdziwą Królową, nie jak dodatek- powiedział poważnie.
-Czemu mi to mówisz?- zapytałam zdziwiona.
Nie tylko nie mogłam w to uwierzyć,byłam przerażona. Przerażona świadomością,że już nigdy go nie zobaczę,ale tak będzie najlepiej. Dla niego. Nie, dla mnie.
-Bo Cię kocham-odpowiedział zbliżając się do mnie - Od zawsze kochałem i zawsze będę- obiecał- Nie chcę żebyś cierpiała,nie chce abyś została skrzywdzona.
- Dlaczego mi to robisz?- szepnęłam czując ból mojego serca. Nie chciałam go ranić...
Mężczyzna zbliżył się do mnie tak,że stałam przyparta do ściany.
Nie miałam drogi ucieczki.
A on to wykorzystał.
Schylił się do mnie wystarczająco. Na tyle,aby móc pocałować.
Całował delikatnie,z pasją.
Całował tak jakby bał się,że może mnie już nigdy nie zobaczyć,co oczywiscie było prawdą. Nie mogłam narażac honoru rodziny."
                                            ~~~~~~~~~~°°°°°°°~~~~~~~~~~~
Jedynym uczuciem,jakie czuł było uczucie zdrady. Jak mogła mu to zrobić? Obiecała,że nigdy nie zdradzi. Przyrzekła,że nigdy go nie opuści
Marry dobrze się bawiła na balu. Co chwilę ktoś ją zaczepiał i prosił do tańca.
Kilka razy tańczyła z Kenanem i innymi szlachcicami.
Czasami po prostu odpoczywała stojąc pod ścianą i rozmawiając z innymi wampirami,z którymi głównie plotkowała.
Od czasu do czasu podchodziła do ogromnego,białego stolika, na którym znajdowały się różne napoje i alkohole.
Gdy nikt jej nie obserwował,to podchodziła do stoliczka z przekąskami i kosztowała wyśmienitych potraw przygotowanych przez najlepszego kucharza w kraju.
-Marry...?- zaczął niepewnie Kenan przy jednym z tańców.
- Tak?- spytała dziewczyna zastanawiając się nad tym,co może chcieć od niej ten mężczyzna.
-Jest coś,co muszę ci koniecznie powiedzieć,to nie daje mi spokoju. A ponieważ chce być wobec ciebie szczery,to ci powiem- na twarzy tego wampira można było wyczytać takie uczucia jak strach i niepewność,ale mimo tych uczuć postanowił kontynuować.
-To,że tak nagle coś poczułaś do Doriana,to nie był przypadek,to było od początku zaplanowane-wyznał- Elis stworzyła wywar z czerwonych róż,które pochodzą z naszego dworu i mają właściwości magiczne.A mianowicie działaja tak jak eliksir miłości czy coś takiego. Aby połączenie miało większy sens osoby parujące się muszą do siebie czuć miłość i być tego pewne,aby móc być związanym na zawsze z drugą połówką-powiedział i uważnie obserwował reakcje wampirzycy.
- A więc mówisz mi,że ten debil użył na mnie eliksiru miłości i dlatego się zachowawałam jak zakochana?-spytała,aby upewnić się czy dobrze zrozumiała.
-Przykro mi - wypowiedział wampir i spojrzał na nią ze współczuciem.
-Przykro to będzie temu debilowi jak z nim się zaraz rozmówie- wkurzyła się i ruszyła w poszukiwania swojej ofiary.


----------------------&-------------------&-----------------&------------------&-----------------&----------------------
Prawdopodobnie nowy rozdział nie pojawi się zbyt szybko,bo na tym gronostaju nie da się pisać,a na nowy telefon musze czekac 2 tyg :(
Ogłaszam,ze od 10.02 zaczynamy maraton i codziennie przez 2 tygodnie będą dodawane nowe rozdziały!
Ps. myśle,ze jeszcze ok.8 rozdzialow i konczymy!