Od kilku dni panowała w królestwie napięta atmosfera.Codziennie Marry dostawała listy,w których albo było napisane,że sprzymierzeńcy zgadzają się barć udział w wojnie albo,że nie,bo list nie był wezwaniem od Króla.Wampirzyca nie miała nawet czasu by zasiąść i spokojnie zjeść posiłek.Robiła wszystko pod wpływem napięcia i z wampirzą prędkością,gdyż jak każdy z zebranych obawiała się,że atak może nastąpić w każdej chwili.
Postanowiła podzielić się dzisiaj swoimi obawami z innymi wampirami,którzy byli doradcami Króla.
-Mogą zaatakować w każdej chwili-szepnęła czując jak coraz bardziej traci swoje siły.Jak tak dalej pójdzie,to nie będzie w stanie walczyć.Powinna wziąć się za siebie i napić choć kilka kropli krwi dla wzmocnienie i powrócenia siły.
-Dlatego proponuję,aby pierwszy ruch był wykonany przez nas-zaproponował jeden z wezwanych wampirów. Widać było,że należał do mniejszości wampirów,która miała kilka stuleci za sobą.Miał blond włosy,które zakrywał czarny,szlachecki kapelusz.Oczy koloru złota uważnie obserwowały każdy nagły ruch w pomieszczeniu.Ubrany był w czarny płaszcz,pod którym widać było żakiet z czarną kamizelką,do której dopasowane zostały czarne spodnie.
-Nie zgadzam się-wtrącił kolejny z zebranych-Mamy zbyt mało sprzymierzeńców. Do dokonania takiego ruchu potrzebujemy chociaż jeszcze jednego poparcia przez wampirzy lud lub,ewentualnie innej rasy-zakończył swoją wypowiedź brunet,który był ubrany jak sarmaci w siedemnastym wieku.
Na sobie miał ciemno-brązową dalie,do tego konfederatkę ozdobioną futrem z norek i jedwabny,złoty pas z frędzlami,który otaczał jego talię.Po prawej stronie była widoczna ozdobna szabla przypięta do boku za pomocą rapci.Pod spodem miał czerwone,luźno zwisające spodnie,które luźno zwisały nad cholewkami spodni.Na nogach miał baczmagi,czyli buty z cholewkami ściągniętymi ku tyłowi i z przodu, z lekko zadartymi czubkami. Dosyć wyróżniający się strój,stwierdziła w myślach Marry.
-Czekam jeszcze na odpowiedź od dwóch wampirzych narodów-powiadomiła ich Marry mając nadzieję,że to im pomoże nakreślić sytuacje,w której się znajdowali.
-Biorąc pod uwagę,że mogą się zgodzić jesteśmy na wygranej pozycji-zauważył kolejny z wampirów,chyba nazywał się Elijah i był jednym z pierwszych wampirów.Miał ciemne blond włosy,zielone oczy i chyba jako jedyny ubrany był normalnie.Bardziej odpowiednio na obecne czasy.
-Rozumiem więc,że atakujemy pierwsi?-zapytała Królowa. Nie wiedziała,co powinna zarządzić.Od takich spraw był Król,nie ona.Ale chciała pokazać,że też może sobie dać radę w tak poważnej sytuacji.Zwłaszcza,że jej poddani widzieli w niej nadzieję i liczyli na nią.
-To chyba najlepsza z wymienionych jak dotąd decyzji-odezwał się John. Marry pomyślała,że był tak samo przemęczony tą sytuacją jak ona.Ale prawda była taka,że mężczyzna martwił się o bezpieczeństwo swojej córki,która prawdę powiedziawszy była w największym niebezpieczeństwie. Viktor mógłby chcieć ją wykorzystać do objęcia tronu i przede wszystkim do wkurzenia Króla,który był w takim stanie,że nie wiedział czy kiedykolwiek się przebudzi.
Nagle wszyscy z zebranych w sali,zasiadający przy okrągłym stole,usłyszeli głośne odgłosy i dziwne dźwięki krzyków. Zaniepokojona Marry natychmiast wstała i już chciała iść zobaczyć,co się stało,ale jej drogę zaszedł John i jak gdyby nic powiedział:Otoczyć Królową i bronić za wszelką cenę. Powiedział to takim głosem,że sama wampirzyca się go wystraszyła.Jeszcze nigdy nie słyszała takiego tonu u swojego ojca.
-No siemka!-wpadła jak torpeda do pokoju Aghata i nagle jakby analizując sytuację jaką zastała spytała-A wy co? Nie lękajcie się,to tylko ja-zaśmiała się-I kilka innych watah-oznajmiła z dumą.
-Co?-zapytała zaskoczona Marry i wyszła z okręgu,który stworzyły wampiry,aby ją chronić.
-No,słyszałam,że potrzebujecie poparcia i ludzi do walki,więc odwiedziłam kilka watah,którym również brakowało jakiejś fajnej rozrywki,więc zebrałam ich,no i jesteśmy-uśmiechnęła się brunetka.
Na co Marry szybko do niej podbiegła i uściskała z wdzięczności.
-Nie powinnaś ryzykować dla mnie życia-skarciła ją Marry- Jak coś ci się stanie,to sobie nie wybaczę.
-Dla kogo jak nie dla ciebie mam się poświęcać?-zaśmiała się wilczyca-I przestań się mazać,bo twoi ziomkowie na ciebie patrzą-powiedziała i znów się zaśmiała-Mam nadzieję,że pięć watach ci wystarczy.
-A ile one liczą-wtrącił się jeden z wampirów,Meth,jeśli dobrze pamiętała Marry.
Był jako jedyny z nich ubrany na czarno.Dodatkowo miał kruczoczarne włosy i niebieskie oczy.Z tego,co się dowiedziała był kuzynem Króla.
-Cóż-westchnęła Aghata,uważnie obserwując towarzysza-Jedna wataha liczy około pięćdziesięciu wilkołaków-poinformowała.
-To zwiększa nasze szanse na wygraną-wtrącił sarmata.
-I na naszą korzyść jest to,że Łowcy nie spodziewają się,że mamy po swojej stronie wilkołaki-powiedział blondyn w kapeluszu.
-Ziomek ma rację-stwierdziła Aghata-Teraz liczy się tylko czas,w jakim zaatakujemy-powiedziała niczym prawdziwy przywódca.
-Alfo!-krzyknął dość sporych rozmiarów chłopak,który szybko wparował do sali.
-Co jest Reth?-spytała dziewczyna patrząc wyczekująco na swojego kolegę.
-Zwiadowcy wyczuli Łowców w zachodniej części królestwa-powiadomił,a wszyscy w sali stali się spięci.
A więc...wojnę czas zacząć-pomyślała Marry.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak jak się domyślacie to już ostatnie rozdziały ;(
Jednak,to czy wszyscy przeżyją pozostanie moją słodką tajemnicą ;D
Miłego dnia i do następnego!
Czytałam z zapartym tchem xD
OdpowiedzUsuńCo będzie potem? Kto przeżyje, a kto umrze... Uuu... Robi się ciekawie :)
Niech Król się w końcu obudzi!
A swoją drogą, co planujesz po zakończeniu tej opowieści?
P.S. Zapraszam do mnie na rozdział :)